Kasa pojedzie do załogi MZK?

Pracownicy MZK są rozgoryczeni, że jako jedyni z miejskich spółek nie otrzymali podwyżek płac. I liczą na zmianę stanowiska zarządu, gdy na konto wpłyną miliony złotych.

Zajezdnia MZK przy ulicy Szajnochy została sprzedana ku uciesze załogi. Już parę lat temu, gdy pojawiła się informacja o zamiarze pozbycia się tego terenu, obiecano jej, że część środków ze sprzedaży trafi do pracowników.

- Zajezdnia „poszła” za 22 miliony złotych, ale o pieniądzach dla załogi zrobiło się cicho - powiedział „Expressowi” jeden z kierowców.

<!** reklama>

Tymczasem związki zawodowe chcą wykorzystać fakt sprzedaży do wywalczenia podwyżek w firmie. - W przyszłym tygodniu siadamy do rozmów. Wolelibyśmy, aby te pieniądze pomogły podnieść podstawy wynagrodzeń. Nie interesuje nas jednorazowa premia z tytułu sprzedaży zajezdni - nie kryje Andrzej Arndt, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Komunikacji Miejskiej. - Załoga, zwłaszcza motorniczowie, kierowcy i zaplecze techniczne są zdeterminowani i gotowi do zaostrzenia protestów.

- Jesteśmy najgorzej wynagradzaną załogą wśród miejskich spółek. Tym bardziej że część pensji wypłacano nam w towarze, jakim były zniżki na przejazdy dla naszych rodzin, które nam odebrano - przypomina Andrzej Arndt. Atmosferę w firmie zepsuły pogłoski, że w ZDMiKP waloryzacja płac sięgnęła 18 procent, gdy w tym samym czasie w MZK około 3 procent. - Docierały do mnie takie informacje, choć nie widziałem ich na papierze. Od 2008 roku waloryzacje w ZDMiKP tyle właśnie wyniosły - mówi Andrzej Arndt.

W piątek nie udało nam się potwierdzić, czy skala podwyżek w ZDMiKP była taka, o jakiej mówi załoga MZK.