Są w Bydgoszczy miejsca, które od lat przyciągają bydgoszczan. Magia piekarni Poćwiardowskich z ulicy Śniadeckich dla niektórych jest silniejsza niż odległość.
<!** Image 2 align=right alt="Image 4876" > - To ten zapach - mówi Anna Walkowiak, pracująca w sklepie przy ul. Dworcowej. - Nie mogę nie wejść do tej piekarni w drodze do pracy. Wybieram żytnią ciabattę, pączka z adwokatem albo choćby zwykłą drożdżówkę. I tak już od czterech lat. Jestem chyba, jak to się mówi, osobą przywiązaną do marki. - Liczy się jednak smak - upiera się pan Jan, wielbiciel „litewskiego” z kminkiem.
Tęsknota za smakiem
Wielu pracowników zakładów działających w okolicy codziennie wpada do „Poćwiardowskich”, a niektórzy, „przesiedleni” do innych dzielnic, dojeżdżają nadal z różnych części miasta, bo tęsknią za tym smakiem.
- Przez kilkanaście lat kupowałem tam bardzo dobry chleb królewski - bogaty, wieloziarnisty albo tzw. „słoneczko” - okrągły chleb. Niestety, przeprowadziłem się na Osową Górę i, siłą rzeczy, tam teraz żona kupuje pieczywo - wyznaje pan Wiesław, dziennikarz tęskniący „do” Poćwiardowskich.
A właściciel piekarni Krzysztof Poćwiardowski nie dostrzega fenomenu swojej firmy. - Jaka magia? - pyta. - Po prostu pieczemy według tradycyjnych receptur - to cała filozofia. Już od 15 lat. Zaczęło się od dziadka Franciszka. Był to rok 1922, miasteczko Drzycim.
Czas, precyzja i proporcje
- Dziadek słynął w okolicy ze swoich wypieków. Ludzie chwalili wszystko, co upiekł. Mój tata Kazimierz w 1957 roku przyjechał do Bydgoszczy i założył, wcale nie piekarnię, ale lodziarnię, która zresztą istnieje do dziś. Ja poszedłem zdecydowanie w ślady dziadka i od 1990 roku piekę chleby, bułeczki, ciasta, ciasteczka. Nasza piekarnia jest i nowoczesna, i trochę archaiczna. Piece piekarskie mają tradycyjną obudowę ceramiczną - jak te stare typy. To ważne, ponieważ wpływ cyrkulacji ciepłego powietrza na ciasto jest istotny. Reszta jest już współczesna. Mogę powiedzieć jedno, piekarz to najcięższy zawód na świecie. Liczą się czas, precyzja, proporcje. Towar trzeba dowieźć o konkretnej godzinie - nie później. Nawet 15 minut jest na wagę złota. Mieszamy na czas, czekamy. - Jak długo? Zgodnie z instrukcją. Kilka minut zwłoki może zaszkodzić wyrobowi.
Krzysztof Poćwiardowski jako czujny szef kontroluje jakość wypieków. Czasem zaczyna już o godzinie 6.15. Po prostu rzuca okiem na półki. - Bywa, że zasiadam w domu do stołu i wtedy wychodzi na jaw moje zboczenie zawodowe. Smakuję, myślę, czy soli nie za dużo, czy wyrób ma odpowiednią konsystencję. Zresztą na oko widzę, gdy coś jest nie tak. Bułka musi mieć konkretną wysokość, chleb długość, waga też się liczy. Kruszy się, czy nie? Te „nieudane” wyroby nie mogą znaleźć się w sklepie. Pilnuję tego.
Jedni przychodzą, po ciabattę, czyli po włosku „laczek”, „but”. Bułka ta występuje w dwóch wariantach: żytnim i pszennym. Inni wolą chleb futbolowy - hit mistrzostw, litewski, bydgoski, bułki, na przykład walentynki, czyli serduszka okolicznościowe, które tak się spodobały zakochanym i nie tylko, że zostały już na zawsze.