Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak Polska i Węgry wycofały się z weta, by nie stracić pieniędzy od Unii

Witold Głowacki
Witold Głowacki
Joanna Urbaniec / Polskapress
Zawetowanie budżetu Unii i wyjście z Funduszu Odbudowy kosztowałoby Polskę kilkadziesiąt miliardów euro. Przyjęcie propozycji kompromisu uchroni nas przed tą perspektywą

Wojna na forum Unii Europejskiej o mechanizm praworządności wydaje się właśnie dobiegać końca. Polska i Węgry najprawdopodobniej nie zawetują budżetu Unii na lata 2021-27, nie zbojkotują również Funduszu Odbudowy Europy po pandemii. Oba kraje nie stracą więc miliardów euro z unijnej kasy - bo taki byłby skutek braku porozumienia.

W tej chwili wyłania się następujący kształt kompromisu. Mechanizm praworządności będzie obowiązywał - jednak zostaną do niego dołożone pewne obwarowania będące ukłonem wobec Polski i Węgier. Treść dokumentu została wynegocjowana z premierami Mateuszem Morawieckim i Victorem Orbanem przede wszystkim przez Angelę Merkel. Znalazły się w nim zapisy, że mechanizm praworządności będzie dotyczył ochrony unijnego budżetu przed korupcją, konfliktami interesów i defraudacjami. Ewentualne naruszenia praworządności w krajach członkowskich, które mogą zostać ukarane przez Brukselę wstrzymaniem wypłat z budżetu Unii, muszą tym samym dotyczyć kwestii ściśle związanych z gospodarowaniem unijnymi funduszami. Mechanizm będzie też obowiązywał w kwestiach związanych z wypłatami funduszy rozpoczynających się od przyszłego roku. W dodatku w dokumencie znalazł się zapis, że Komisja Europejska ma opracować katalog szczegółowych reguł, według których miałby być uruchamiany mechanizm praworządności. To zaś oczywiście potrwa - co najmniej miesiące, kto wie, czy nie dłużej.

Taki kształt kompromisu to niezła wiadomość dla Victora Orbana i Fideszu, i dla Mateusza Morawieckiego i PiS. Polsko-węgierski sojusz przeciwko mechanizmowi praworządności został zawiązany z powodów, które w Warszawie miały zupełnie inny charakter niż w Budapeszcie. Na Węgrzech od kilku lat fundusze z Unii Europejskiej są niemal jawnie wykorzystywane do wspierania i finansowania polityczno-biznesowej oligarchii wykształcającej się wokół rządzącego tam Fideszu i stanowiącego jego gospodarcze zaplecze.

Chęć ukrócenia tego procederu na Węgrzech była główną przyczyną wprowadzenia mechanizmu praworządności, część europejskich polityków nawet tego nie kryła. Tymczasem dla rządu w Warszawie samo hasło „mechanizm praworządności” brzmiało przede wszystkim jak kolejny etap po uruchomieniu procedury opisanej w artykule 7 Traktatu Europejskiego. W obozie Zjednoczonej Prawicy dominowało i dominuje uczucie, że cały mechanizm praworządności jest narzędziem wymierzonym w Polskę, batem na PiS w zakresie zmian w obszarze wymiaru sprawiedliwości czy sądownictwa.

Dlatego właśnie intencje, z którymi Morawiecki i Orban ruszali na wojnę z pozostałymi 25 krajami Unii, były w gruncie rzeczy znacząco odmienne. Orban chciał przede wszystkim odroczyć moment, w którym zakręcony zostanie kurek z unijnymi pieniędzmi dla okołofideszowej oligarchii, na Węgrzech proces zmian instytucjonalno-ustrojowych zwany orbanizacją ma już bowiem charakter raczej zamknięty, kolejnych rewolucji nie należy się już w tym zakresie spodziewać. Tymczasem Morawiecki - a także Jarosław Kaczyński i Zbigniew Ziobro - chcieli mieć dalej wolną rękę w swych działaniach o charakterze instytucjonalno-ustrojowym. O ile Orban zdołał ugrać kolejny rok lub dwa, o tyle otwarte pozostaje pytanie, czy cokolwiek ugrał rząd PiS. I czy mechanizm praworządności rzeczywiście mógł być w najbliższych latach użyty do stopowania kolejnych ruchów polskiego obozu władzy przeprowadzanych w stylu charakterystycznym dla „demokracji nieliberalnych”. Dotychczasowa daleko idąca niekonsekwencja Brukseli w tym zakresie wskazuje, że niekoniecznie. Fakt zaś, że głównym architektem kompromisu pozwalającego polskiemu rządowi wyjść z twarzą z całej szarży była Angela Merkel, tylko to potwierdza.

Kiedy Polska i Węgry zapowiedziały zawetowanie unijnego budżetu i bojkot Funduszu Odbudowy, plan „B” pozostałych 25 krajów Unii powstał bardzo szybko. Zakładał on, że jeśli rzeczywiście dojdzie do weta, w 2021 rok Unia wejdzie z prowizorium budżetowym - jednak wypłacanym w oparciu o mechanizm praworządności. Za to Fundusz Odbudowy miał zostać powołany do życia w trybie pozatraktatowym - na zasadzie międzyrządowej umowy 25 krajów Unii, bez jakiegokolwiek udziału Polski i Węgier.

Wtedy natychmiast stało się jasne, że dla Polski weto wobec budżetu i wyjście z Funduszu Odbudowy będzie oznaczać wyłącznie straty finansowe, w dodatku bez żadnych korzyści politycznych na forum unijnym. Niemożliwe byłoby nawet - stawiane jako cel całej operacji - zablokowanie mechanizmu praworządności. Jedyne potencjalne zyski z weta można było próbować dostrzec w polityce krajowej, jednak po pierwsze nijak nie równoważyłyby one strat finansowych, po drugie zaś - przy generalnie mocno prounijnym nastawieniu Polaków - mogłyby się one okazać zupełnie iluzoryczne. Bo czy godnościowe potrzeby elektoratu Zjednoczonej Prawicy okazałyby się silniejsze od zdroworozsądkowego rachunku finansowych zysków i strat? Trudno powiedzieć.

Co dokładnie straciłaby Polska? Zacznijmy od unijnego budżetu. W wypadku jego zawetowania weszłoby w życie unijne prowizorium budżetowe. Zasada funkcjonowania prowizorium jest następująca - kwotę budżetu za rok poprzedni dzieli się na 12 równych części i każdą z nich wypłaca krajom członkowskim co miesiąc.

Przez chwilę politycy Zjednoczonej Prawicy ze szczególnym uwzględnieniem ziobrystów dowodzili więc, że prowizorium to żadna wielka strata dla Polski, bo przecież budżet Unii na rok 2020 był całkiem korzystny dla naszego kraju.

Nie wzięli pod uwagę jednak kilku zasadniczych kwestii. Po pierwsze, w warunkach prowizorium budżetowego pojawiłby się systemowy problem z finansowaniem projektów, które rozpoczynałyby się dopiero w 2021 roku. W efekcie dotacje z funduszów spójnościo-wych (budujemy z nich na przykład drogi czy remontujemy koleje) spadłyby o co najmniej 60 procent).

Do tego zaś na rok 2021 planowano o ok. 30 miliardów euro wyższe wydatki budżetowe - z tego tytułu Polska straciłaby około 4 miliardów euro.

Drugą - jeszcze bardziej bolesną kwestią finansową byłyby straty związane z niewejściem do Funduszu Odbudowy. Ten całkowicie nowy unijny fundusz zaplanowano jako narzędzie do walki z ekonomicznymi skutkami pandemii koronawirusa. W ciągu trzech lat dla Polski zaplanowano w nim 30 miliardów euro w postaci dotacji i ok. 34 miliardów euro w formie nisko oprocentowanych pożyczek - te liczby podajemy za RMF FM.

Na szali całej polsko-węgierskiej szarży stanęło więc kilkadziesiąt miliardów euro dla naszego kraju.

Rząd i politycy PiS dość szybko zdali sobie sprawę z tego, że finansowe skutki weta mogą być opłakane. W ubiegłym tygodniu trwały już zakulisowe negocjacje dotyczące kompromisu - prowadzone głównie na linii Węgry-Polska-Niemcy, jako że ten ostatni kraj sprawuje obecnie w Unii prezydencję i jest za przebieg tego rodzaju rozmów odpowiedzialny niejako z urzędu.

Zarazem jednak pogłębiał się rozdźwięk wewnątrz koalicji rządzącej. W obozie Zjednoczonej Prawicy głównymi orędownikami twardej konfrontacji z 25 państwami Unii pozostawali Zbigniew Ziobro i jego ludzie.

Jarosław Gowin natomiast sformułował propozycję, która miała być sposobem na wybrnięcie z pata. Wicepremier stwierdził pod koniec ubiegłego tygodnia, że kompromis wciąż jest możliwy. - Nawet jeżeli nie w formie otwarcia na nowo dyskusji nad kształtem tego rozporządzenia, to w postaci wiążących deklaracji interpretacyjnych - tłumaczył Gowin. - Taka deklaracja musiałaby być jednak potwierdzona przez Radę Europejską. Tu z całą pewnością jest punkt ciężkości - jasne stanowisko Rady Europejskiej, że zasada warunkowości nie będzie wykorzystywana do tego, żeby naciskać, wywierać nieuzasadniony nacisk na poszczególne państwa członkowskie w kwestiach innych niż uczciwe wykorzystywanie funduszy unijnych - tak opisał swój pomysł wicepremier.

Takie rozwiązanie dawałoby Orbanowi i Morawieckiemu szansę na wyjście z kłopotów z twarzą - przynajmniej przed własnymi twardymi elektoratami. Mechanizm praworządności dalej by obowiązywał, ale Bruksela podkreśliłaby, że nie jest on wymierzony w Polskę i Węgry oraz że procedura jego uruchamiania nie będzie miała charakteru uznaniowego. W momencie, w którym obaj premierzy mieli już pełną świadomość, że fundusz odbudowy może powstać bez udziału Polski i Węgier, a prowizorium budżetowe odbije się rykoszetem i będzie oznaczało przynajmniej kilkumiliardowe straty bez żadnych korzyści, takie rozwiązanie byłoby dla nich wyjściem całkiem korzystnym. Godnościowe potrzeby elektoratów PiS i Fideszu mogłyby zostać relatywnie łatwo zaspokojone, za to Węgry i Polska nie straciłyby szans na czerpanie pieniędzy z unijnej kasy.

Ziobro na propozycję Gowina zareagował wściekłością - publicznie ogłosił, że propozycja szefa Porozumienia „nie jest zgodna z interesem Polski”. „każdy, kto ma niewielką wiedzę na temat funkcjonowania Unii Europejskiej, mechanizmów, które decydują o późniejszym użyciu instrumentów prawnych, jakie są powoływane, ma świadomość tego, że podobne deklaracje nic nie znaczą w praktyce działania organów Unii Europejskiej - dowodził w poniedziałek rano na antenie radiowej Trójki Ziobro. Musimy twardo domagać się tego, aby rozwiązania proponowane w prawie wtórnym Unii Europejskiej były zgodne z prawem pierwotnym - podkreślał minister sprawiedliwości.

W tym czasie jego ludzie wołali - jak poseł Janusz Kowalski „Weto albo śmierć”.

Kiedy już stało się jasne, że Orban i Morawiecki zgodzili się na propozycję kompromisu, a media zaczęły informować o jej szczegółach, Ziobro nadal nie ustępował. „„Konkluzje interpretujące” i „wytyczne” nie są prawem! Prawem jest rozporządzenie. Jeżeli rozporządzenie łączące budżet z ideologią wejdzie w życie, będzie to znaczące ograniczenie suwerenności Polski i złamanie europejskich traktów. Nie zgadzamy się na to!!! Walczmy o interes” - napisał na Twitterze w środę wieczorem. A w politycznych kuluarach znów zaczęto na serio rozmawiać o możliwości zerwania przez Solidarną Polskę koalicji z PiS.

Następnego dnia w rozmowie z PAP odniósł się do tych spekulacji prezes PiS. „Życie mnie nauczyło, że różne rzeczy nieprawdopodobne się też zdarzają, ale nie sądzę, aby w tym wypadku tego rodzaju realne niebezpieczeństwo było [...]. Prawica to poglądy ludzi, którzy mają w różnych sprawach, także bardzo ważnych, także fundamentalnych z punktu widzenia etycznego, niekiedy różne od siebie poglądy, chociaż on e nigdy nie przekraczają ani w jedną, ani w drugą stronę pewnej miary - tak skwitował postawę Ziobry Kaczyński. Wygląda więc na to, że prezes PiS jest pewny, że koalicja rządząca woltę w kwestii weta przetrwa.

Jeśli kompromis zostanie przyjęty, możemy pod pewnymi względami odetchnąć z ulgą. Ogólny bilans zysków i strat z całej szarży nie jest jednak wcale taki korzystny. Nie stracimy więc unijnych funduszy - nie stracilibyśmy ich jednak przecież również nie grożąc wetem. Zysk to zatem dość wątpliwy. A straty? Stawiając na szali kwestię Funduszu Odbudowy nadwyrężyliśmy stosunki z krajami szczególnie dotkniętego kryzysem wywołanym przez pandemię Południa Europy, dla których te pieniądze są naprawdę palącą potrzebą. Z kolei grożąc wetem budżetu Unii daliśmy wodę na młyn tym politykom krajów europejskiej Północy (np. Holandii, Danii czy Austrii), którzy od dawna głoszą, że kraje takie jak Polska czy Węgry czerpią garściami z europejskich funduszy nic w zamian nie wnosząc - ani w sferze gospodarki, ani wartości - rozumianych oczywiście zupełnie inaczej, niż rozumie je polska prawica.

W czwartek stało się natomiast jasne, że Holandia i Dania nie są entuzjastycznie nastawione wobec propozycji kompromisu, uważając ją za zbyt daleko idące ustępstwo wobec Polski i Węgier. Holenderski premier został też zobowiązany przez parlament do stworzenia koalicji, która pozwałaby oba kraje przed europejski Trybunał Sprawiedliwości.

Szczyt Unii, na którym mają zapaść decyzje dotyczące kompromisu, skończy się w piątek. Równolegle jego uczestnicy zajmują się inną gorącą kwestią - z końcem roku mija bowiem termin opuszczenia Unii przez Wielką Brytanią a prawdopodobieństwo, że może się to odbyć w trybie bezumownym znacząco rośnie.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Jak Polska i Węgry wycofały się z weta, by nie stracić pieniędzy od Unii - Portal i.pl