Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Harmata - twardziel z ul. Gdańskiej

Stanisław Karabasz
Zwycięstwo zespołu Ryszarda Harmaty w turnieju dzikich drużyn w 1955 roku, okazało się przepustką do nietuzinkowej kariery piłkarskiej.

<!** Image 2 align=right alt="Image 50548" sub="Kapitan Zawiszy, Ryszard Harmata (nr 5), wita się z kapitanem Legii Warszawa, Lucjanem Brychczym, przed meczem w Bydgoszczy">Zwycięstwo zespołu Ryszarda Harmaty w turnieju dzikich drużyn w 1955 roku, okazało się przepustką do nietuzinkowej kariery piłkarskiej.

Legendarny trener Konrad Kamiński, który był obserwatorem turnieju, bez wahania zaproponował 13-letniemu Ryszardowi grę w Zawiszy. Razem z nim do zespołu trampkarzy wojskowych trafili m. in. Paweł Miller i Włodzimierz Sypniewski. Rok później z kolegami zdobyli mistrzostwo Bydgoszczy.

Najlepsi dołączyli do jedenastki juniorów, którą opiekował się ich odkrywca. Pod wymagającym okiem trenera Kamińskiego, juniorzy rozwijali swoje talenty, wygrywali na wszystkich szczeblach rozgrywek. Dopiero w finale mistrzostw Polski juniorów w Chorzowie (1958 r.) uznali wyższość rywali z Wisły Kraków. Ale cóż to był za mecz!

- Mieliśmy ogromną szansę na zdobycie mistrzostwa - mówi Ryszard Harmata. - Ale ogromna trema przed 100-tysięczną widownią stadionu giganta podcięła nam trochę skrzydła. Graliśmy bowiem przedmecz spotkania seniorów Polska-Węgry. W tej niecodziennej scenerii toczyliśmy wyrównany pojedynek. Gdy do końca zostało około 10 minut, jeden z naszych obrońców niefortunnie umieścił piłkę w naszej bramce. To nas załamało i żegnaliśmy się z naszymi marzeniami, a wiślacy strzelili jeszcze dwie bramki i ostatecznie wygrali z nami 3:0. Taki mecz pamięta się do końca życia.

Pierwszy awans

- Rok później, w 1959 roku - kontynuuje Harmata - znalazłem się w szerokiej kadrze seniorów Zawiszy. Z początku grałem mecze towarzyskie i pucharowe, a jesienią 1960 roku, jako 18-latek, grałem całe mecze w II lidze. Trenował nas Christop Scharle (Węgier) razem z Konradem Kamińskim. Oni to wprowadzili jedenastkę Zawiszy pierwszy raz w historii klubu do I ligi w 1960 roku (grano wówczas systemem wiosna-jesień). Z drużyny beniaminka po zakończeniu służby wojskowej odeszło aż 9 piłkarzy i w tej sytuacji trudno było nam się utrzymać w ekstraklasie. Nasz los podzieliła bydgoska Polonia, z która przegraliśmy obydwa mecze (0:3 i 1:3 u siebie), a jej asem był reprezentant Polski, Marian Norkowski, dwukrotny król strzelców I ligi. W tej sytuacji szansę gry otrzymali kolejni wychowankowie. Po Góralu, Sułkowskim i moim debiucie, dołączyli wicemistrzowie Polski z Chorzowa: bracia Kamińscy, Miller i Sypniewski. Zawisza postawił na wychowanków, których uzupełniali piłkarze z poboru do wojska. Ta metoda jednak nie zdała w pełni egzaminu. Zawisza pechowo spadł aż do III ligi. Jednak już po dwóch latach, w 1964 roku, ponownie znaleźliśmy się w I lidze, tym razem na dłużej.

Mocne wrażenia

- Bydgoskim kibicom mocnych wrażeń dostarczały mecze z warszawską Legią, w której grało wielu reprezentantów kraju z Lucjanem Brychczym i Jackiem Gmochem na czele. Spotkania z Legią - mówi Harmata - miały swoją dramaturgię z uwagi na to, że były to derby drużyn wojskowych. Jacek Gmoch grał twardo i ostro na pograniczu faulu. Z opowiadań kibiców wiem, że nasze męskie starcia się im podobały, o czym świadczyła ich żywa reakcja na widowni. Chociaż trzeszczały kości, po meczach z Jackiem rozstawaliśmy się w zgodzie. W I lidze grałem przez kolejne 3 lata. Najlepszy mecz rozegrałem z Lechem Poznań w Bydgoszczy, w którym grali: Wilczyński w bramce i Gojny z Aniołą w ataku. Całkowicie wyłączyłem obu z gry i znalazłem się w jedenastce kolejki „Przeglądu Sportowego”.

<!** reklama left>Talent naszego rozmówcy rozwijał się prawidłowo, ale jednak nie otrzymał powołania do kadry narodowej. Zdominowali ją zawodnicy Górnika Zabrze i Legii Warszawa, którzy rozdawali karty.

- Nie miałem możliwości gry w reprezentacji, gdyż nie uczestniczyłem w zgrupowaniach kadry - mówi Harmata. - Nabór zawodników odbywał się poprzez obozy centralne, na które kierowani byli przez okręgowe związki piłkarskie. Omijały mnie nominacje z uwagi na twardą i zdecydowaną grę, co nie wszystkim się podobało. Być może, gdyby wychowanek Zawiszy zmienił klub, otrzymałby swoją szansę. Do końca kariery (1975 r.) bez przerwy grał w Zawiszy. Po jej zakończeniu był asystentem Wiesława Gałkowskiego, z którym Zawisza ponownie awansował do I ligi. Współpracował też z Wojtkiem Łazarkiem i Janem Walczakiem. Do końca kariery wierny był klubowi z Gdańskiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!