MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dzisiaj rocznica zakończenia drugiej wojny światowej. Tak Lublin żył za niemieckiej okupacji

Anna Chlebus
Anna Chlebus
Funkcjonariusze policji niemieckiej podczas kwestowania na ulicy Lublina. Widoczni dwaj cywile wrzucający pieniądze do puszki.
Funkcjonariusze policji niemieckiej podczas kwestowania na ulicy Lublina. Widoczni dwaj cywile wrzucający pieniądze do puszki. Narodowe Archiwum Cyfrowe
Dokładnie dzisiaj, 8 maja wypada 79 rocznica zakończenia drugiej wojny światowej. O swoich wspomnieniach z tego okresu opowiedzieli najstarsi mieszkańcy Lubelszczyzny.

Z roku na rok wspomnienie drugiej wojny światowej zaciera się w pamięci mieszkańców i mieszkanek Lublina coraz bardziej. Patrząc na zdjęcia naszego miasta z tego okresu i z łatwością rozpoznając poszczególne miejsca można jednak dojść do wniosku, że nie było to aż tak dawno temu, jak chcielibyśmy wierzyć. Z okazji dzisiejszej rocznicy Dnia Zwycięstwa oddajemy głos tym, którzy dobrze pamiętają czasy, gdy Niemcy okupowali Lublin.

Codzienność w okresie okupacji

"Od czasu do czasu spotykaliśmy się z kolegami, koleżankami, chodziliśmy na prywatki, mimo wojny. Było wesoło, naprawdę było wesoło. Człowiek się bał, oglądał się na wszystkie strony. Poszło się do kościoła, to podjeżdżali pod kościół samochodami i jak ludzie wychodzili, to od razu zabierali na samochody. Na ulicy Krochmalnej był taki obóz, a potem wszystkich wywozili do Niemiec. Człowiek nie wiedział kiedy, gdzie i co go może spotkać. Ciągle były też rewizje." - Wanda Łazowska, ur. 1926 r. w Lublinie.

Lodowate zimy

"Pamiętam jak do ćwiczeniówki chodziłam, no to na godzinę ósmą trzeba było pójść, to mama już wpół do siódmej wyciągała mnie z łóżka, a ja tak spałam, mnie się nie chciało wstać. Za okupacji to nie były takie zimy jak teraz. To były po dwadzieścia, trzydzieści, nawet czterdzieści stopni mrozu ciągle. I śniegi to były takie. To mama: „Aj słuchaj kochanie, wstawaj. Wyciąg nóżkę”. Ja jedną nóżkę wyciągnęłam, a mama mi pończochy, rajstop nie było wtedy, tylko na jedną nogę mi pończochę. „Wyciąg drugą nóżkę”. Wyciągnęłam. A zimno jak cholera było, bo się nie paliło i przy tych trzydziestu stopniach na dworze. Drugą nóżkę wyciągnęłam. No to później postawiła mnie. Pamiętam jak to ciemnica jak nie wiem, a ja do tej szkoły, do tej ćwiczeniówki tak szłam. Tak mnie ubierała." - Maria Rytel, ur. 1931 r. w Lublinie

Chodziłem z mamą na targ

"Chodziłem z mamą na targ tu, gdzie później była restauracja Arkady. Pamiętam, jaka była zabawa. Żydówka miała między rękami gar, a w nim pierogi, handlowała nimi. Ona gdzieś na chwilę odeszła. To jakiś podleciał i łap tego pieroga i uciekał. Ona go goniła, to drugi znowuż. To były takie zabawy, teraz jak człowiek starszy, to wie, że to było nie w porządku, bo ona na życie chciała zarobić, dziewczyna, a taki przyszedł łobuz, zabrał jej to." - Zenon Głowala, ur. 1937 r. w Lublinie.

"Nie masz pracy- nie masz po co żyć"

"Straszny ruch był, wyszedł brat i mówi tak: „No, jakaś nagonka jest”. [Niemcy] postawili stół, krzesła i het, z całej okolicy ludzi zganiali z mieszkań, gdzie kto był jeszcze w mieszkaniu i stopniowo każdy musiał podchodzić. Kto miał ten dowód, że pracuje, że jest zarejestrowany i gdzie pracuje, no to był puszczony na drugą stronę tej działki, a kto nie pracował nigdzie, to do samochodu i na Majdanek. W tym czasie mój szwagier nie pracował, to mama mówi tak: „To idź ty tędy, bokiem – mówi – i przejdź – mówi – do siostry. – I mówi – dzieci zabierz”. Szwagier był wysoki, [a] tam na działkach każdy miał płotki, różne takie zagrodzenia, ale szwagier z jednej działki na drugą przeskakiwał, jak czuł, że jeszcze nie ma tam Niemców, jeszcze nie doszli do tych mieszkań, to uciekał. Jakoś mu się udało uciec na tamtą stronę, gdzie Niemcy już byli. Gospodyni, tam gdzie mieszkała siostra, córkę zabrali, matka została, ojciec był kolejarzem, no to pracował, a ona już w takim wieku, że nie [mogła] pracować, no to zabrali ją na Majdanek. Tak robili. Nie masz pracy – nie masz po co żyć." - Michalina Teresa Migryt, ur. 1932 r. w Lublinie

"Pali się Lublin

"Drugie bombardowanie było bardzo dramatyczne. Do Lublina przyjechali nasi przywódcy: prezydent podobno, Rydz-Śmigły marszałek, ministrowie. Zatrzymali się na noc w małym, ale bardzo eleganckim hoteliku na Krakowskim Przedmieściu, róg
Kapucyńskiej. Ten hotel nazywał się Victoria. Nie wiadomo, czy zostali ostrzeżeni czy sami wyjechali przed świtem z Lublina. 9 września, w czasie bombardowania, tam szczególnie zostało wszystko zbombardowane i tam wybuchły pożary. Centrum
Lublina było wtedy bardzo zniszczone. I podobno bardzo dużo ludzi wtedy zginęło. Tam zginęła moja koleżanka. Pracowała w sklepie, to był krótko przed wojną założony sklep z garderobą wierzchnią, męską i kobiecą. Ona tam pracowała jako
kasjerka. Nazywała się Hela Milanowska. Miała 19 lat. O Boże. Ja byłam wtedy nieprzytomna ze strachu. Muszę się przyznać, że dwóch rzeczy najbardziej się bałam potem, w czasie wojny – aresztowania przez gestapo i bombardowań. W czasie bombardowania wydawało mi się, że tracę poczucie rzeczywistości ze strachu. Nie wiem dlaczego. Słyszałam świst bomb. Ktoś wpadł do ojca, do warsztatu, powiedział: „Pali się Lublin”. Bo rzeczywiście, wtedy i pożary były. Nie tylko bombardowanie domów, ale i bomby zapalające spadły na Lublin. Tak że wiedzieliśmy o dużych stratach, o domach zniszczonych. I tak się zaczęła wojna. To
był dziewiąty wrzesień. Bardzo dla Lublina przykry dzień. Właśnie ten narożnik, Kapucyńska/Krakowskie był szczególnie bombardowany. Tam na Kapucyńskiej znajdował się przed wojną kantor wymiany pana Morajnego. Bardzo znany w Lublinie. Tam było w podwórku dużo domów, tak zwane oficyny. Tam mieszkał mój szef późniejszy. Na skutek syreny, zeszli wszyscy na dół, do piwnicy – tak jak stali dosłownie w domu – bez niczego, bo już słychać było huk padających bomb. Jak wyszli na zewnątrz, po odwołaniu alarmu, to zobaczyli, że z budynku, w którym mieszkali, w podwórku – sterta ruin. Zostali po prostu w letnich sukienkach, a mój szef w garniturze jedynym, który miał na sobie. Tak się zaczęło ich życie wojenne. Ja ich poznałam troszkę później, ale znam ich przejścia, bo oni o tym opowiadali. Mieszkali już gdzie indziej, wszystko, co mieli, musieli nowe kupić – i meble i łóżko i pościel i ubrania." - Maria Szydłowka, ur. 1921 r. w Lublinie

Wysiedleni z Lublina w 1942 r.

"A później tłumaczyli, że będą przejeżdżały wojska, bo to blisko kolei i całe te Biłgorajską, Skibińską, wszystkie te ulice wysiedlali. No i właśnie nas wysiedlili do Tarnawy Dużej 25 grudnia [19]42 roku. Ja akurat skończyłam szkołę tą handlową. Wszystkich z tych uliczek powysiedlali do innych miejscowości. Jakiś nauczyciel emerytowany umarzł na furmance, bo to było 25 stopni mrozu, wtedy też i śnieg padał. W Jabłonnej był pierwszy przystanek, tak żeśmy nocowali u jakichś gospodarzy i później pojechaliśmy na drugi dzień dalej do Wysokiego i później od Wysokiego 10 kilometrów Tarnawa Duża. Można było zabrać, no co można było: na jedną furmankę zabrało się ludzi. To myśmy tam... babcia mnie otuliła pierzyną i żeby tylko nie spać. A na drugą to stołki jakieś, krzesła, garnki, po prostu podstawowe [rzeczy], żadnych przecież urządzeń, ani szafy przecież nie można było wsiąść, ani niczego. Tam, choć byłyśmy na Narutowicza w suterynie, ale miałyśmy palmę, do samego sufitu taka palma, została tam na miejscu, bo przecież jej nie było sensu zabrać. Tylko co było najpotrzebniejsze, niezbędne, to się zabrało." - Halina Sołtys, ur. w 1926 r. w Lublinie.

"Ruscy spalili Lublin!"

"Bombardowania Lublina we wrześniu 1939 i w maju 1944 roku
Było bombardowanie okropne 9 września, przyleciało tutaj, no, do jasnej cholery, już nie wiem ile tych sztukasów i dornierów niemieckich. Zbombardowane były tak: ratusz częściowo, taka była przybudówka do ratusza od strony wschodniej, ona już teraz nie istnieje, hotel, jak ten hotel się nazywał, przy Krakowskim Przedmieściu, blisko poczty, Stare Miasto oberwało też nieźle. Przez Lublin się przetaczały wojska i tata zatrzymał dwie armaty przeciwlotnicze. Armaty, nie karabiny maszynowe, bo, mówi, byli na Domu Żołnierza, strzelali do niemieckich samolotów, niemieckie samoloty się nie bały. Ja to mówię, że pilot mógł szybę otworzyć i te kule łapać w rękę, a jak zobaczył te Boforsa nowoczesne armaty, no to już [co innego]. Dlatego 13 września jak lecieli znowu tutaj, jedną tata umieścił na Helenowie, drugą na Czechowie w tych Górkach Czechowskich, jak zaczęły prać do Niemców, to już Niemcy do góry, już było mniejsze bombardowanie. Najgorsze bombardowanie to było 4 czy któregoś maja 1944 roku przez ruskich! Oni spalili Lublin! O tym się mało mówi w tej chwili. Najbardziej stłukli Lublin i Stare Miasto, ilu ludzi pozabijali wtedy. Niemieckie naloty 9 września były o połowę mniejsze." Janusz Czapliński, ur. 1935 r. w Lublinie.

Wszystkie wspomnienia pochodzą z Archiwum Programu Historia Mówiona zrealizowanego przez Ośrodek Brama Grodzka Teatr NN.

od 7 lat
Wideo

Zakaz krzyży w warszawskim urzędzie. Trzaskowski wydał rozporządzenie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski