Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziennikarze giną bez śladu?

Grażyna Ostropolska
Bydgoszczanin Jarosław Ziętara pracował dla „Gazety Poznańskiej”, Aleksandra Walczak pisała do toruńskich „Nowości”. Oboje zaginęli bez wieści. Wiele wskazuje na to, że zostali zamordowani.

Bydgoszczanin Jarosław Ziętara pracował dla „Gazety Poznańskiej”, Aleksandra Walczak pisała do toruńskich „Nowości”. Oboje zaginęli bez wieści. Wiele wskazuje na to, że zostali zamordowani.

<!** Image 2 align=right alt="Image 170768" sub="Tę symboliczną płytę poświęconą Jarosławowi Ziętarze ustawiono przy mogile jego rodziców na bydgoskim cmentarzu przy ul. Wiślanej / Fot. Archiwum rodziny">19 lat temu Jarek wyszedł do redakcji i nigdy tam nie dotarł. Siedem lat temu Ola wracała z wypoczynku w Szczyrku do swego domu pod Grudziądzem. Była już za Toruniem, gdy po raz ostatni skontaktowała się z synem. Od tej pory nie dała znaku życia. W obu sprawach śledztwa umorzono, a zaginionych dziennikarzy do dziś nie uznano za zmarłych.

Czy okrywająca ich losy tajemnica zostanie rozszyfrowana? W sprawie Jarosława Ziętary nastąpił przełom. - Jest nadzieja, że umorzone przed 12 laty śledztwo zostanie wznowione - mówi Jacek Ziętara, brat zaginionego. O sprawie Jarka zrobiło się głośno. Poznańscy dziennikarze, Krzysztof M. Kaźmierczak i Piotr Talaga, wzięli sobie za punkt honoru wyjaśnienie jego zniknięcia. Z ich inicjatywy powstał Komitet Społeczny:

„Wyjaśnić śmierć Jarosława Ziętary”

Dziennikarzom udało się dotrzeć do informacji o domniemanym przecieku z poznańskiej policji lub prokuratury. Miał on pod koniec lat 90. położyć śledztwo w sprawie Jarka. O jego zamordowanie (na zlecenie) podejrzewano wówczas Przemysława C., odsiadującego wyrok za usiłowanie zabójstwa oraz demolkę sklepów z użyciem... granatów (chodziło o haracze). Więzień miał podobno dostać gryps z informacją o pogrążających go zeznaniach oraz wznowionym śledztwie i uprzedzić wspólników. Prokuratura miała na to zeznania siedmiu świadków (sześciu incognito).

<!** reklama>O umorzeniu śledztwa w 1999 roku przesądził fakt, że we wskazanym miejscu zwłok nie znaleziono, a C. do zabójstwa się nie przyznał. I nie przyzna, bo po wyjściu z więzienia zginął w motocyklowym wypadku.

<!** Image 3 align=none alt="Image 170768" >Pojawiły się spekulacje, że zleceniodawców należy szukać w środowiskach, które Ziętara penetrował. Był dziennikarzem śledczym. Interesowały go afery gospodarcze, a tych w pierwszych latach polskiej transformacji nie brakowało. Pisał o przemycie, przekrętach celnych, nieuczciwej prywatyzacji; także w ogólnopolskich tygodnikach. Współpracę z gazetami zaczął na drugim roku studiów. - Jarek skończył VI LO w Bydgoszczy, a potem studiował w Poznaniu nauki polityczne. Nie zdążył odebrać dyplomu, bo zginął krótko przed tą uroczystością - wspomina jego brat. W wielkanocne święta jak zwykle zapali świeczkę na jego symbolicznym grobie. Na bydgoskim cmentarzu przy ul. Wiślanej, w miejscu spoczynku rodziców Jarosława Ziętary stoi ...

symboliczna płyta

„Miał 24 lata. 1 września 1992 r. uprowadzony i zamordowany. Zginął, bo był dziennikarzem. Jarosław Ziętara, redaktor „Gazety Poznańskiej”. Pamiętamy - dziennikarze” - taki napis tam wyryto.

<!** Image 4 align=right alt="Image 170768" sub="52-letnia Aleksandra Walczak zaginęła w nocy z 12 na 13 marca 2004 roku. / Fot. Jacek Smarz">- Rodzice do końca swego życia - mama zmarła w 1999, tata w 2005 roku - walczyli o przeniesienie śledztwa z Poznania do innej prokuratury - wspomina Jacek Ziętara. Z bratem widział się w sierpniu 1992 roku, tuż po jego powrocie z górskiej wspinaczki. O jego zaginięciu powiadomiła go dziewczyna Jarka. - Wyszedł do redakcji i już tam nie dotarł. Najdziwniejsze jest to, że nie zabrał ze sobą dowodu, legitymacji dziennikarskiej i notatnika, które zawsze nosił - zauważa jego brat. Jest wdzięczny poznańskim dziennikarzom, że drążą temat. - Udało się im dotrzeć do polityków. Obiecali poprzeć apel o wznowienie śledztwa i chcę wierzyć, że nie były to deklaracje dla zdobycia poklasku.

„Dlaczego do dziś nie wyjaśniono mordu na poznańskim dziennikarzu Jarosławie Ziętarze” - taki był temat konferencji, zorganizowanej przez Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP. Jej uczestnicy wystosowali do premiera i prokuratora generalnego apel o wznowienie śledztwa. Wzmocnił go list Jerzego Buzka. Przewodniczący Parlamentu Europejskiego napisał, że smuci go brak woli wyjaśnienia tej sprawy i ukarania winnych.

Pierwszy efekt już jest. - Otrzymaliśmy informację, że Prokuratura Okręgowa w Opolu zbada sprawę „przecieku” z końca lat 90. - mówi Piotr Talaga, kolega Jarka. Niepokoi go, że spora część akt śledztwa została utajniona. Co próbuje się ukryć? Dla poznańskich dziennikarzy jest jasne, że maczały tu ręce...

służby specjalne

Z ich ustaleń wynika, że utalentowanego dziennikarza, znającego trzy obce języki, próbował zwerbować Urząd Ochrony Państwa. Tu pojawia się bydgoski wątek. Propozycję pracy w UOP złożył Jarkowi kolega zatrudniony w bydgoskiej delegaturze. Ziętara odmówił, ale służby nie odpuściły. Prawdopodobnie dziennikarzowi podrzucano tematy. Liczono, że dotrze tam, gdzie funkcjonariusz ma nikłe szanse. - Mogli go wpuścić na minę, a gdy przypłacił to życiem, próbowali czyścić papiery - sugerują koledzy Ziętary. W jego notatniku znaleziono numer telefonu pracownika poznańskiego UOP, a wśród dokumentów znalazł się taki, który mógł wyjść tylko ze służb specjalnych. - Ja myślę, że zleceniodawcą zbrodni był ktoś, o kim Jarek zbierał materiał, ale jeszcze go nie opublikował - sugeruje Piotr Talaga.

<!** Image 5 align=none alt="Image 170768" sub="Samochód, którym jechała, znaleziono na Dworcu Głównym PKP w Toruniu / Fot. Adam Zakrzewski">Rodzicami Jarka też interesowały się służby. - Kilka dni po tym, jak brat przepadł, ojca zaproszono do „Gazety Poznańskiej” na spotkanie z szefem poznańskiego UOP, który sondował, co wie o kontaktach syna ze służbami i sprawach, którymi się interesował - wspomina Jacek Ziętara. Potem ktoś telefonował do ich sąsiadów z informacją, że bydgoscy i poznańscy funkcjonariusze sporo wiedzą o śmierci ich syna, podawał ich nazwiska i sugerował, że ma to związek z „demobilem”.

W tym czasie głośno było o handlu bronią. Jeden ze świadków na procesie J. Palucha (w latach 1991-92 stworzył piramidę finansową) zeznawał, że za zbierane przez oskarżonego pieniądze kupowano broń i radioaktywne materiały z poradzieckich podupadłych baz wojskowych i sprzedawano je do krajów arabskich w zamian za narkotyki.

Pisaliśmy w naszej gazecie o mieszkańcach Śremu, którzy w 1992 roku stracili fortunę na interesach z Paluchem i milczeli z obawy o życie. Tymczasem ostatni głośny artykuł Ziętary (przedrukowała go „Rzeczpospolita”) dotyczył afery gospodarczej w... Śremie. Czy dziennikarz mógł tam usłyszeć o broni z demobilu i trafić na...

jakiś ślad?

„Sprawa Ziętary to jedyne w demokratycznej Polsce niewyjaśnione zabójstwo, związane z wykonywaniem zawodu dziennikarza” - to cytat z listu Jerzego Buzka. Nieprecyzyjny, bo nie można wykluczyć, że zniknięcie Aleksandry Walczak, naszej koleżanki - kierowniczki grudziądzkiego oddziału „Nowości”, nie było związane z zawodem. 52-letnia dziennikarka zginęła w nocy z 12 na 13 marca 2004 roku. Wracała z urlopu w Szczyrku do domu pod Grudziądzem. Jej mąż twierdzi, że nigdy tam nie dojechała.

Syn Daniel rozmawiał z nią przez telefon, gdy mijała jego dom w Papowie Toruńskim. - Była 23.38, więc mama wstrzymała się z wizytą i obiecała, że odwiedzi nas następnego dnia - wspomina Daniel. Nie odwiedziła, nie zjawiła się w pracy, więc powiadomił policję. Wyklucza, by matka targnęła się na życie lub wyjechała. - Wybierała się na emeryturę, cieszyła półrocznym wnukiem...

chciała napisać książkę

- mówi. Widział się z mamą w Szczyrku, gdzie dojechał wraz z kolegą na narty.

Cztery dni po zaginięciu Oli kolega Daniela znalazł zaparkowaną przy toruńskim dworcu PKP jej skodę fabię. Były tam: narty, ubrania oraz torebka bez dokumentów i komórki. - Samochód był zakurzony, nosił ślady kocich łap - wspomina syn. Świadkowie twierdzili, że auto stało tam najwyżej jeden dzień. Pojawiły się sugestie, że ktoś je podstawił. Przeszukano dom i przekopano garaż w miejscu zamieszkania zaginionej, przesłuchano jej męża, syna i kolegę. - Nas z użyciem wariografu - wspomina syn. Szukali Oli detektywi i jasnowidze. Przeczesywano lasy, dno Wisły, wyznaczono 15 tys. zł nagrody. Nie znaleziono żadnego śladu, więc sprawę umorzono.

Ola specjalizowała się w tematyce kryminalnej, bohaterami jej publikacji były osoby z lokalnego półświatka. - Nie można wykluczyć, że dziennikarka padła ofiarą zemsty jednego z tych, którzy wyszli na wolność - wypowiadał się dla jednej z gazet podispektor Mieczysław Borowicz z toruńskiej komendy. - Chcę wierzyć, że to się kiedyś wyjaśni - mówi Daniel.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!