Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dwoje bydgoszczan wyróżnionych tytułem "Społecznik roku 2020" w kategorii COVID-19

Roman Laudański
Roman Laudański
Społecznicy w akcji: Joanna Czerska - Thomas (pierwsza z lewej) i Kosma Kołodziej (drugi z prawej)
Społecznicy w akcji: Joanna Czerska - Thomas (pierwsza z lewej) i Kosma Kołodziej (drugi z prawej) nadesłane
Dwoje bydgoszczan – Joanna Czerska-Thomas i Kosma Kołodziej – otrzymało wyróżnienia w konkursie „Społecznik roku 2020” w kategorii COVID-19 zorganizowanym przez tygodnik „Newsweek”.

Zobacz wideo: Szyldy w Śródmieściu Bydgoszczy. Miejski plastyk interweniuje

Wszystko zaczęło się od portalu "Wsparcie dla szpitala". Łączył potrzebujące placówki z osobami, które mogły pomagać. Joanna i Kosma wybrali placówki z Bydgoszczy, Starogardu Gdańskiego (miasto rodzinne Joanny) oraz Złotowa (skąd pochodzi Kosma). A później już działy się rzeczy niesamowite, jak wspomina Joanna.

Tysiące masek, kilkaset fartuchów, przyłbic ochronnych, mydła, koce, kilkutygodniowy catering. Nawet ser dla medyków i kremy ochronne. – Kiedy zaproponowano mi wsparcie dla szpitali, od razu pomyślałam o Kosmie, ponieważ jest doktorem nauki o zdrowiu – wspomina Joanna Czerska-Thomas. – Miał prywatne kontakty w szpitalach i ośrodkach, co w tamtym momencie było niezbędne.
 
Przypomnijmy, choć rząd na początku pandemii zapewniał, że magazyny Agencji Rezerw Materiałowych są pełne środków ochronnych dla medyków, to szpitalom brakowało dosłownie wszystkiego. Duży szpital zatrudniający tysiąc osób personelu medycznego w ramach rządowej pomocy dostał zaledwie kilkadziesiąt kombinezonów ochronnych, sto par jednorazowych rękawiczek i sto maseczek! Wtedy wśród zamkniętych w domach Polaków zrodziło się pospolite ruszenie – kto tylko miał maszynę do szycia – szył maseczki dla medyków i zwykłych ludzi. Każdy fartuch, jednorazowe rękawiczki były na wagę złota.
W mediach społecznościowych Kosma Kołodziej zrobił listę kilkudziesięciu szpitali z całej Polski błagających o pomoc. Ten wpis został udostępniony kilkadziesiąt tysięcy razy.

W grupie raźniej

„Społecznicy 2020 roku” poznali się na manifestacjach dotyczących podstawowych praw człowieka. Od 2 lat współpracują razem w bydgoskiej Społecznej Radzie ds. Równego Traktowania, której wiceprzewodniczącym jest dr Kosma Kołodziej. Udziela się w niej Joanna Czerska-Thomas, radna, właścicielka agencji marketingowej.

– Kosma to fantastyczny człowiek! – chwali Joanna. – Kiedy tylko trzeba komuś pomóc, to wiem, że gdy zadzwonię, on zapyta: już, czy mogę jeszcze coś dokończyć? Ma głowę pełną pomysłów. W pojedynkę byśmy tego nie zrobili. Uwielbiam z nim pracować.
Jaka jest Joanna? – Często ludzie nie ufają osobom zaangażowanym politycznie, ale w przypadku Joanny mamy do czynienia z kimś, kto najpierw przez lata był i jest społecznikiem, a teraz jest radną i spełnia się w tej pracy – opowiada Kosma Kołodziej. – Joanna korzysta ze swoich możliwości  do niesienia pomocy ludziom. Nie spotkałem się z przypadkiem, by komuś nie pomogła. A jak nie ona, to szuka innych, którzy mogą pomóc. Świetnie nam się współpracuje. Uzupełniamy się.

Skoordynować pomoc

Kosma Kołodziej: – Bardzo szybko okazało się, że w pospolitym ruszeniu wsparcia dla medyków ktoś musi to wszystko ogarnąć i koordynować. Poprosiłem o wyznaczenie w każdym szpitalu ludzi do kontaktów. Mogliśmy do nich dzwonić także w weekend, np. w piątek jedna z firm zaoferowała trzy tony sera dla medyków. Dzwonimy i pytamy kto i ile weźmie, bo już  w poniedziałek miała być dostawa. Trzeba było załatwić transport, miejsca dostarczenia, niezbędne papiery dla producenta, nie mówiąc o tym, że ktoś musiał te trzy tony fizycznie przerzucić.
Joanna: – Nie poradzilibyśmy sobie sami z przerzuceniem tego sera, gdyby nie pomoc fajnych ludzi. Przyjechali, porozwozili.

Czas „cudów”

Joanna Czerska-Thomas powtarza, że są dwie grupy ludzi: jedni uważają, że nie ma co mówić o pomaganiu, tylko trzeba pomagać. Druga – do której zalicza się Joanna – jest przekonana, że kiedy mówi się o problemie, to zdarzają się cuda.

– Powiedziałam głośno, że medykom brakuje czepków, fartuchów i zgłosiła się firma, która w magazynie miała tysiąc czepków jeszcze z przedcovidowych czasów. Znajoma prowadząca własną firmę zadeklarowała, że bierze na siebie fartuchy. Dotarła do ludzi, którzy na własnych maszynach byli w stanie je uszyć.

 Pozbieraliśmy pieniądze na fizelinę, były fartuchy.
Doszło do tego, że taniej wychodziło zlecenie uszycia jednorazowych fartuchów z zakupionej fizeliny niż kupowanie gotowych. Materiał oczywiście również drożał w oczach.

– Najgorsza była niemoc zderzona z wiadomościami od medyków: Kosma, pamiętaj o nas, pamiętaj o nas – wspomina Kosma Kołodziej. – Dlatego staraliśmy się wszelką pomoc rozdzielać po równo.
Przypomina o szaleństwie cenowym, o tym, jak wielu producentów i pośredników chciało dorobić się na pandemii. –  Kombinezony, które wcześniej kosztowały kilkadziesiąt złotych, nagle zdrożały do 180 złotych, by po dwóch dniach kosztować już 250! Mieliśmy ogromne zaufanie społeczne. Przyjeżdżali ludzie, wręczali anonimowo gotówkę do ręki, bo wiedzieli, że wydamy ją na pomoc dla medyków.

Personel medyczny był wdzięczny za każdą pomoc. – Zbieraliśmy uszyte maseczki od różnych osób i fundacji, a następnie zawoziliśmy je jednym transportem do szpitali – opowiadają. Zgłosiła się m.in. Fundacja Antyrak, która szyła je już od dłuższego czasu.

Maseczki i przyłbice

Kosma Kołodziej opowiada, że sam zaczął szyć maseczki. –  Czy umiem? No nie, ja wycinałem, a siostra Klara szyła.
– Siostrze Kosmy dałam maszynę do szycia, bo już naprawdę nie miałam kiedy sama szyć – uśmiecha się Joanna Czerska-Thomas.
Opowiada, że wszystko, co zaplanowali z Kosmą, udało się. A nawet więcej, bo wiele prywatnych osób i firm włączyło się w akcję pomocy dla medyków. Bywało, że dzwonił lekarz z prośbą o przyłbice dla pielęgniarek. I odzew: przedsiębiorca Piotr Stelmach z Osielska ruszył z produkcją. W akcję robienia przyłbic włączyli się pracownicy i studenci bydgoskiego Uniwersytetu Technologiczno – Przyrodniczego. Przyłbice trafiły do szpitali na terenie całego województwa.

Kosma Kołodziej: – Nie spotkałem szpitala, który brałby coś „na górkę”, panowała solidarność. Jeśli coś już mieli, to odsyłali nas do innych placówek, które mogły potrzebować pomocy. Zostawało coś więcej, to staraliśmy się pamiętać o DePeSach, noclegowniach i jadłodzielni.

Kiedy rząd nakazał obowiązkowe noszenie maseczek, Kosma na ulicy zauważył bezdomnego, którego za brak maseczki zatrzymał patrol i chciał ukarać mandatem. – Miałem przy sobie zapasową, podałem mu i pomyślałem, że trzeba pomóc bezdomnym. Zamieścił wpis w mediach społecznościowych, że jeśli ktoś zna osoby, rodziny, których nie stać na maseczki, to proszą o kontakt i także tym osobom będą je rozdawać. – Ktoś wydał rozporządzenie, ale nie pomyślał, że nie każdego będzie stać na maseczkę za kilkanaście złotych – wspomina.

Hejt na medyków

Dr Kosma Kołodziej wspomina, że po pierwszym wsparciu dla medyków szybko zaczął się wobec nich ogromny hejt. Szczególnie ze strony koronasceptyków. A jak może się czuć ratownik, którego wyzywają od debili wierzących w bajki?! A przecież każdy z nich codziennie widział ludzi umierających na COVID-19. A czy ktoś pomyślał o wsparciu dla młodych medyków, u których po roku z COVIDEM pojawia się efekt wypalenia zawodowego?! Pracowali i pracują ponad miarę, na początku bez odpowiedniego zabezpieczenia, narażając nie tylko życie swoje, ale i najbliższych. Nawet bez zarządzonych odgórnie dodatków finansowych, co zdarzało się w niektórych placówkach! A przecież mają kredyty, rodziny na utrzymaniu. Patrzą na śmierć młodych pacjentów bez chorób współistniejących. Jak to wytrzymać?

– Każdy idący na studia medyczne robi to z myślą o pomaganiu drugiemu człowiekowi – przypomina Kosma Kołodziej. – To jest wykorzystywanie wartości tych ludzi, bo wiadomo, że medycy nie odejdą od łóżek pacjentów. Będą narażali swoje zdrowie i życie. Personel szpitali także się zarażał, umierał.

Choroba

– Przechorowaliśmy z mężem covida na początku grudnia, było ciężko – wspomina Joanna, w którą mocniej uderzyła choroba. - W dniu, w którym dowiedziałam się, że jestem chora, zmarła na covid moja mama. Nie mogłam pojechać na jej pogrzeb. Nie byłam w stanie nawet się ruszyć. Potworne chwile. Ciężko o tym mówić. Nawet namawiałam bliskich, żeby z uwagi na pandemię nie przyjeżdżali na pogrzeb. Straszne czasy.

– Jeżeli przeszedłem koronawirsua, to bezobjawowo – mówi Kosma Kołodziej. – Zachorowała moja siostra, jej chłopak, znajomy lekarz. Dwa razy po kontakcie robiłem sobie kwarantannę, ale żadnych objawów nie miałem – przyznaje. Teraz, już jako personel medyczny, jest zaszczepiony.

Działać, działać

Na kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia medykom z oddziałów covidowych jedna z firm podarowała 10 tysięcy opakowań kremu. Znowu telefony, logistyka. Bezinteresowna pomoc ludzi.
– Otrzymaliśmy wyróżnienia „Społecznik roku 2020” za wsparcie dla szpitali, ale wspominaliśmy także o innej aktywności – mówi Joanna, która na początku pandemii ruszyła z internetowymi rozmowami dla klientek jej agencji marketingowej. – One prowadzą mikroprzedsiębiorstwa, zaczęły mówić, że są przerażone pandemiczną sytuacją. Z dnia na dzień zamykają im firmy, nie wiedzą, co dalej? Panika, strach odbiera możliwość racjonalnego myślenia. Próbowałam uspokajać, doradzać, by np. prosiły o obniżkę czynszu. Zapraszałam do rozmów finansistę, księgową, prawniczkę, psychologa. A z Kosmą rozmawialiśmy o zdrowiu w tym trudnym czasie. Okazało się, że to trochę uspokoiło przedsiębiorców, którzy usłyszeli, że nie tylko oni się boją. Nie tylko oni nie wiedzą, co dalej.

Pomagajmy innym

Skąd w Joannie wzięła się chęć niesienia pomocy? – Nawet mąż mnie czasem pytał: a po co ty tak jeździsz? Wszystko zamknięte, a ty zamiast siedzieć w domu... Chyba zaraził mnie tym tata, były dyrektor szkoły przy starogardzkiej Polfie, a także społecznik wspierający wszystkich dookoła. Zamiast chodzić na ósmą do pracy był w szkole już o szóstej, ponieważ część uczniów przyjeżdżała rano PKS-em i nie miała się gdzie podziać. Otwierał dla nich szkołę.

Kosma Kołodziej: – Nie pochodzę z bogatego domu, w wielu sprawach musiałem sobie radzić sam, a pomagam od dziecka. Spotkałem w życiu ludzi, którzy  pomogli mnie. A kiedy dostajesz bezinteresowną pomoc, to wiesz, że i ty możesz pomóc innym. Zawsze byłem wyczulony na ludzką krzywdę. Doświadczyłem dyskryminacji w szkole, wiem, z czym to się wiąże.
Powtarza, że pomaganie nic nie kosztuje. Tylko trochę czasu, wysiłku, zaangażowania. Nagrodą jest cudze szczęście. To, że komuś lepiej będzie się żyło, pracowało.

Kosmy Kołodzieja wszędzie pełno. Wykłada na dwóch uczelniach. Protestował podczas Strajku Kobiet, studiuje na dwóch kierunkach, angażuje się w najróżniejsze projekty jakby doba była dla niego za krótka. Uśmiecha się, że nie jest za krótka, wystarczy tylko dobrze ją zaplanować. Powtarza, że im więcej ma się na głowie, tym lepsza organizacja czasu.
Czy ktoś mu ostatnio pomógł? Odpowiada, że pracuje nad tym, żeby umieć poprosić o pomoc. Nie da się być osobą niezależną w społeczeństwie. Wspiera go partner, mieszkająca w Bydgoszczy siostra. Większość przyjaciół to również ludzie pozytywnie nastawieni do pomagania innym. Wyczuleni na niesprawiedliwość, na krzywdę i łamanie praw człowieka.

Dyskryminacja

- Dedykowałem tę nagrodę wszystkim homofobom, bo podczas pandemii nazwano nas „zarazą” – opowiada. – Kiedy prezydent Polski mnie dehumanizuje, mówi, że nie jestem człowiekiem, a „ideologią”, to takie słowa nie przechodzą bez echa.

W tym kraju można być gejem, wykształconą osobą, można pomagać innym i ciągle trzeba udowadniać, że jest się takim samym człowiekiem jak inni. Czasem ludzie pytają, jak to możliwe, że czuję się dyskryminowany. A jak mam się czuć, kiedy taki przekaz idzie od góry?!

Zacząłem działać w wieku 6 lat, stałem z puszką dla Orkiestry Owsiaka. Teraz mam 29 lat. Przez 23 lata pomagam różnym ludziom. Robiliśmy spektakle z niepełnosprawnymi. W Fundacji „Złotowianka” zbieraliśmy pieniądze na rehabilitację niepełnosprawnych dzieci. Pracuję z różnymi grupami: z niewidomymi, z osobami wykluczonymi ze względu na płeć, edukację, religię, wyznanie.

Byłem na jednym z projektów w Afryce. Mój doktorat również dotyczył wykluczenia społecznego i nagle najważniejsza politycznie osoba w tym kraju mówi mi: jesteś nikim. Dla nich nie jest ważne, co ja robię, a to, że nie jestem heteroseksualny. To jest „metka”, za którą idą wszystkie stereotypy, hejt i oceny. Takie rzeczy dotykają mnie najbardziej. Możesz robić dużo, możesz być osobą godną zaufania, a i tak dopadnie cię fala hejtu. Jak nie ma ideologii heteroseksualnej, tak nie ma ideologii LGBT! Coś takiego nie istnieje. Istnieję za to ja – osoba nieheteronormatywna i „Społecznik roku”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Dwoje bydgoszczan wyróżnionych tytułem "Społecznik roku 2020" w kategorii COVID-19 - Gazeta Pomorska