Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dobre serca przeciwko lichwie

Redakcja
Po naszej publikacji znaleźli się dobrzy ludzie, którzy pomogą bohaterce reportażu. Dwa tygodnie temu opisaliśmy historię kobiety z Rynarzewa, którą uwikłano w dług nie do spłacenia.

Po naszej publikacji znaleźli się dobrzy ludzie, którzy pomogą bohaterce reportażu. Dwa tygodnie temu opisaliśmy historię kobiety z Rynarzewa, którą uwikłano w dług nie do spłacenia.

<!** Image 3 align=right alt="Image 39994" sub="Kunegunda i Mieczysław N. z Rynarzewa są schorowani i bezradni. Wplątali się przed 9 laty w dług, z którego nie umieją wyjść. Pożyczyli 600 złotych, oddali 17 tysięcy, winni są nadal 70 tysięcy. Prawo jest po stronie wierzyciela.">Przed dziewięcioma laty syn Kunegundy N. pożyczył od niejakiego Krzysztofa J. z Bydgoszczy 600 złotych. Po miesiącu miał oddać 850. Iście lichwiarskie odsetki wynosiły, jak łatwo obliczyć, ponad 40 procent. W odręcznej umowie zapisano, że w razie przekroczenia terminu wierzyciel zostanie obciążony odsetkami karnymi - 5 procent od kwoty głównej za każdy dzień zwłoki.

Dura lex and lex

I stało się tak, że mężczyzna pieniędzy nie oddał, bo akurat stracił pracę. Wierzyciel wysłał mu więc wezwanie do zapłaty, a po kilku miesiącach zwrócił się do sądu o wystawienie nakazu płatności. Uzyskał go bez problemu w ciągu dwóch tygodni. W sądowym piśmie podał oprócz Mariana N. również jego matkę Kunegundę N., ponieważ żyrowała tę pożyczkę i w przeciwieństwie do lekkomyślnego synka była wypłacalna.

Sprawy potoczyły sie błyskawicznie. Na początku 1998 roku komornik zajął część emerytury Kunegundy N., potrącając jej od tej pory co miesiąc odpowiednią kwotę. Aktualnie jest to ok. 250 złotych każdego miesiąca, z czego jedną piątą stanowią koszty komornicze. Reszta, czyli 199 nieopodatkowanych złotych trafia na konto wierzyciela.

I tak od 9 lat. Do tej pory kobieta zapłaciła już ponad 17 tysięcy złotych! Wciąż jednak nie widać końca jej kłopotów, bo cały czas rosną odsetki od odsetek i na dzisiaj wynoszą ok. 70 tysięcy złotych.

- Nie wiem już, do kogo się zwrócić. Pan Krzysztof nie odpowiada na listy, jest obojętny na moje błagania - Kunegunda N. kilkakrotnie odwiedzała go w biurze i w domu, płacząc i prosząc o odstąpienie od roszczeń. Opowiadała o swoich kłopotach zdrowotnych i operacji męża na serce. Sama jest po dwóch zawałach, ma 69 lat. W ubiegłym tygodniu znowu trafiła do szpitala.

<!** reklama left>Wszystko na nic. Wierzyciela to nie wzrusza. Jest nim trzydziestoparoletni Krzysztof J., który jeszcze w tym roku prowadził swoje biuro kredytowe w biurowcu przy ul. Zygmunta Augusta w Bydgoszczy. Z relacji osób, które były świadkami działalności Krzysztofa J. wynika, że dłużników takich jak Kunegunda N. było więcej.

- Kiedyś przyszła kobieta z płaczem. Ale Krzysztof się nie pojawił. Wielu osobom obiecywał: „spłaćcie to, co macie i będzie załatwione”. Ci ludzie go spłacali, ale on i tak dalej z nich ściągał odsetki - opowiada były kolega Krzysztofa J. Twierdzi, że takich osób było dużo.

- Nie rozumiem. Naprawdę nie ma sposobów na tego pana? Może urząd kontroli skarbowej czy inna instytucja zajęłyby się w końcu jego działalnością? - pyta bezradna Kunegunda N. z Rynarzewa. Jej też mężczyzna wiele obiecywał. Że nie będzie wymagał odsetek i że wiosną 2005 roku wycofa się z egzekucji. Do tej pory nie zrobił ani jednego, ani drugiego.

Krzysztof J. w swojej działalności nie widzi niczego złego. W trakcie telefonicznej rozmowy straszy nas sprawą sądową o zniesławienie, jeśli zdecydujemy się opisać jego poczynania. Twierdzi, że ma „troszeczkę z prawem do czynienia” i cytuje znane łacińskie powiedzenie. Robi to jednak nieudolnie. Zamiast „dura lex sed lex” - mówi: „dura lex and lex”. - Twarde prawo, ale prawo - dodaje już po polsku i twierdzi, że na wszystko ma dokumenty.

Sprawdziliśmy. Jest to najsmutniejszy fakt w tej sprawie. Sąd Rejonowy w Bydgoszczy 15 września 1997 roku wydał „nakaz zapłaty w postępowaniu nakazowym”, który jest prawie kopią skandalicznej umowy, jaką Krzysztof J. zawarł z Kunegundą N. i jej synem.

Nakaz nakazowy

- To prawda, ta umowa nosi znamiona lichwy. Pięć procent dziennie to horror - przyznaje sędzia Danuta Flinik, wiceprezes Sądu Okręgowego w Bydgoszczy. Twierdzi jednak, że obecna sytuacja jest również skutkiem zaniedbania ze strony dłużniczki. - Ta pani mogła zaskarżyć niekorzystny dla siebie nakaz i wówczas sąd musiałby ponownie rozpoznać całą sprawę. Zlekceważyła to. Aktualnie sprawa jest bardzo trudna.

- Ale nie jest beznadziejna. Takie wykorzystywanie starych, schorowanych ludzi to skandal. Minęły co prawda wszystkie terminy odwoławcze, ale znaleźliśmy pewne rozwiązanie - mówi radca prawny, który po naszym artykule zaoferował pomoc prawną Kunegundzie N. Nie chce jednak zdradzać szczegółów, póki nie sporządzi pisma procesowego.

Drugą dobrą wiadomością jest to, że na skutek publikacji znaleźli się ludzie, którzy pomogą finansowo kobiecie z Rynarzewa. Chcą jednak zachować anonimowość.

Jak ustaliliśmy, Krzysztof J. sam ma długi. Zalega blisko 2 tysiące złotych spółce Polskie Młyny, od której dzierżawił pomieszczenie na biuro.

- Do końca roku miał spłacić należność w ratach, ale dotąd nie otrzymaliśmy ani grosza. Zagroziliśmy mu, że oddamy sprawę do sądu - mówi Mirosław Szczap z Polskich Młynów, zajmujący się windykacją.

Zgodnie z relacjami osób, które w różny sposób zetknęły się z biurem kredytowym Krzysztofa J., mężczyzna ściągał rażąco wysokie odsetki karne od wielu osób. Mamy m.in. informacje o starszej kobiecie, która żaliła sie portierkom z biurowca, że przez „tego pana” może stracić mieszkanie, bo komornik dokonał zajęcia na poczet długu.

»czytaj więcej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!