Tak to wyglądało wczoraj w Bydgoszczy i okolicach. Koniec świata. Jadę przez Brzozę. Skręcam w ul. Powstańców Wielkopolskich, by uniknąć długiego korka przez skrzyżowaniem z drogą Bydgoszcz - Konin.
Przed gimnazjum w Brzozie jakaś para niemłodych ludzi szuflami do odgarniania śniegu wygarnia wodę, która z ulic przez chodnik wlewa się im do ogrodu, a stamtąd pewnie podmywa dom.
Obrońca domu groźnie wymachuje w moją stronę szuflą, zmuszając do zjazdu na drugą stronę ulicy. Ustępuję mu bez wahania, choć po drugiej stronie bajoro jeszcze większe.
Ustępuję, bo pamiętam też biblijną opowieść o Kainie i Ablu. Później w radiu usłyszę, że Brzoza znalazła się w epicentrum wczorajszych podtopień. Strażacy w tej okolicy wypompowywali wodę w dziesięciu miejscach.
Mimo zagrożeń z ziemi i powietrza, docieram szczęśliwie do redakcji, pozostawiając z boku regularnie zalewaną jezdnię pod wiaduktem koło Galerii Glinki. W redakcji dopada mnie telefon od rzecznika Wojewódzkiej Ośrodka Kultury i Sztuki.
Sam wprawdzie jest daleko, na urlopie, lecz spełnia prośbę kolegów z pracy i w ich imieniu alarmuje: plac Kościeleckich pół metra pod wodą!
Zastanawiające, że na mapie podeszczowych nieszczęść znajdują się zarówno stare budynki i drogi, jaki i nowe. Czegoś chyba w sztuce budowlanej wciąż nie umiemy.