Czarne owce pasą się bezkarnie w każdej szkole

Z plagą przemocy i agresji walczą przede wszystkim szkoły, ale środki dyscyplinujące młodzież, którymi dysponują nauczyciele, są niewystarczające.

Usunięcie agresywnego ucznia ze szkoły jest z powodu obowiązujących przepisów prawie niemożliwe. Na miejsce w ośrodku wychowawczym trzeba zaś czekać wyjątkowo długo.

Kilku krnąbrnych potrafi utrudnić życie kilkusetosobowej społeczności szkolnej.

<!** reklama left>- Siedem osób - wylicza Elżbieta Biegańska, dyrektorka Zespołu Szkół nr 12 w Bydgoszczy. - To niewiele, zważywszy na to, że mamy 850 uczniów. Dyscyplinarne usunięcie ucznia ze szkoły to skomplikowana procedura. Nie może o tym zadecydować rada pedagogiczna. Zgodę powinna wyrazić także matka usuwanego i, co najważniejsze, inna placówka musi dobrowolnie wyrzuconego przyjąć pod swój dach, a kto takiego ucznia chce?

- Ja trudnych uczniów mam trzydziestu na około 340 - mówi Hanna Gałęcka, dyrektorka Gimnazjum nr 24. - Pochodzą z patologicznych rodzin, z rodzin dotkniętych ubóstwem, niektórzy mają za sobą sprawy w sądzie. Często są bardzo zdemoralizowani. Piją, palą, są agresywni i wulgarni. Nie mam zbyt wielu możliwości karania szkolnych agresorów. Najbardziej uciążliwych dla kolegów przenoszę z klasy do klasy. Po każdej ich „akcji” wzywam policję. Dwa zgłoszenia dotyczące niszczenia szkolnego mienia znalazły swój finał w sądzie. Uczniowie mają też kuratorów, ale powiem szczerze, że w szkole ich jeszcze nie widziałam. Ręce nam opadają, gdy dziecko ma na koncie kilka spraw karnych, a sąd wymierza mu karę w postaci pouczenia. I dochodzi do kolejnych wykroczeń i jeszcze kolejnych... A rodziców ścigamy po zakładach pracy, żeby zechcieli przyjść na zebranie.