Czarne konie programu. Maciej Figas opowiada o XXI Bydgoskim Festiwalu Operowym

Jutro wielkie otwarcie XXI Bydgoskiego Festiwalu Operowego. Czy wszystko jest już dopięte na ostatni guzik?
Będę mógł tak powiedzieć, gdy wszystko szczęśliwie się zakończy, gdy pożegnam ostatni wyjeżdżający zespół. Emocje są, oczywiście, ogromne, związane przede wszystkim z naszą premierą, tradycyjnie otwierającą festiwal. Odkąd tu pracuję, nie było spektaklu przygotowanego z takim rozmachem. „Księżniczka czardasza” w naszym wykonaniu to oszałamiająca liczba detali - kostiumów, peruk, nakryć głowy. Na próbach jest z tym mnóstwo perturbacji, ale to twórczy zamęt.

Czy ochłonął już Pan po konieczności odwołania występów gwiazdorskiego zespołu The Tokyo Ballet po tym, jak Ministerstwo Kultury odmówiło dotacji?
Już to odchorowałem. Otrzymaliśmy bolesną lekcję i wyciągnęliśmy z niej naukę. Podejmę wkrótce rozmowy z ministerstwem na temat budżetu przyszłorocznego festiwalu, tym bardziej że już rozmawiam z kilkoma zespołami o przyjeździe do Bydgoszczy w 2015 roku. Trzeba jednak pamiętać, że w ministerstwie może dojść do zmian personalnych, co utrudnia podejmowanie wiążących decyzji.

CZYTAJ TEŻ:Pierwszy odcinek „Bydgoskiego Festiwalu Operowego” już w sobotę. Reżysera mamy przedniego!

Jak duże jest zainteresowanie bydgoszczan tegorocznym festiwalem?
Proporcjonalne do poprzednich. Zawsze są jakieś czarne konie programu i jego hity, tym razem będą nimi „Księżniczka czardasza” i musical „Chłopi” z Teatru Muzycznego w Gdyni. Od początku pewną konkurencją dla naszej imprezy jest termin - długi majowy weekend. Zwłaszcza przy ładnej pogodzie. Tak jest jednak zawsze i jesteśmy do tego przyzwyczajeni.