Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co robimy? WymyWammy!

Redakcja
Tomek Czachorowski, na zdjęciu od lewej: Kasia, Alicja, Kasia, Aga, Jagoda, Gosia
Możesz być błaznem, złodziejem, kosmitą, kim chcesz. Tańczyć i śpiewać, jak przed lustrem w domu, gdy nikt nie patrzy.

Czy wyobrażałyście sobie kiedyś, że jesteście ciastkiem? Mało tego - ciastkiem, które za chwilę ma porozmawiać ze swoim adwokatem o tym, że ktoś notorycznie narusza jego osobę. Wgryza się w zad i trawi z uciechą. Na to z pewnością jest odpowiedni paragraf!

Nie będzie to łatwe, adwokat jest dziś w szampańskim nastroju. Zamiast udzielać prawniczych porad, nagle uświadomił sobie sens swojego istnienia. Dość wygłupów na sali sądowej, czas zrzucić tę sztywną togę. Adwokat to przecież też likier, boska mieszanka alkoholu, jajek i cukru. - To ja! - wykrzykuje drobna blondynka. Ciastko, czyli szatynka w loczkach, stoi ze skwaszoną miną. Prawnik-adwokat w niczym jej dziś nie pomoże.

Akcja dzieje się na zaciemnionej scenie teatralnej. Publiczność słucha i co chwilę wybucha śmiechem. Nikt tu nie siedzi w grobowej ciszy. Przed minutą widzowie sami wymyślili, kto dziś przemówi do nich ze sceny. Pomysły gości ożywają w spontanicznie odgrywanym scenariuszu.

Wszystko zaczęło się od krótkiego wyjaśnienia, teraz powtarzanego chóralnie raz po raz. - Co robimy? WymyWammy! - pyta zawsze sześć dziewczyn, odpowiada widownia. Po godzinie „wymywania” nikt nie wychodzi z sali w złym humorze.

ATOMOWE SPEKTRUM

Tak wygląda teatr improwizowany. O wszystkim decydują widzowie, podsuwając aktorkom swoje sugestie jeśli chodzi o postaci i fabułę. Im bardziej absurdalne pomysły, tym lepiej. Strażak, który zabił kogoś owcą pod prysznicem? Nie ma sprawy. Blondynka odgrywa tę scenę bez słów, pozostałe zgadują, kim jest. Celowo wyszły z sali, gdy publiczność podawała swoje pomysły. Teraz na podstawie tej zabawnej pantomimy mają rozwiązać śledztwo kryminalne.

Jeszcze tego samego wieczoru można wysłuchać przejmującego wywiadu z manikiurzystką Władimira Putina. Chwilę później pewien kosmita spróbuje odnaleźć swoją sofę na prerii. A jeśli jakiś student ASP zastanawiał się kiedyś, co oznacza skrót jego uczelni, to właśnie tutaj ten problem rozwiąże sam Napoleon Bonaparte. To przecież proste - Atomowe Spektrum Podniecenia. Każdy występ jest inny, żaden żart się nie powtarza.

KATARZYNA

Ta specyficzna formuła przyjechała do Bydgoszczy prosto z Irlandii. Przywiozła ją 38-letnia Katarzyna Chmara. W Polsce w tym czasie działały dwa podobne zespoły, jednak na szerszą skalę mało kto wiedział, z czym to się je. - Jestem zawodową aktorką, pracowałam w teatrze w Łodzi, grałam w kilku filmach - wspomina Kasia. - Robiłam i nadal robię wiele rzeczy, jednak ciągle czegoś mi jeszcze brakowało. W Irlandii mieszkałam 8 lat. Gdy po raz pierwszy zobaczyłam tam teatr improwizowany, to było jak strzał w dziesiątkę. Po powrocie do Bydgoszczy od razu chciałam założyć taką grupę.

Udało się to w Miejskim Centrum Kultury, gdzie zespół wymyWammy działa od dwóch lat. Połowa z dziewczyn dostała się do niego po prawdziwym, profesjonalnym castingu.
- Przez pierwszy rok nie wychodziłyśmy na scenę - opowiada Kasia. - Pokazywałam dziewczynom techniki, pracowałyśmy nad ciałem, głosem, dykcją. Jeździłyśmy na festiwale podpatrywać innych. Aż przeszedł ten dzień, pierwszy występ i potem kolejne. Teraz dużo gramy poza naszym województwem, ale przynajmniej raz w miesiącu staramy się o jakiś spektakl w MCK. I coraz więcej osób przychodzi nas oglądać.

Na scenie wszystko pozornie jest poza kontrolą. Kasia, perfekcjonistka, matka dwójki dzieci ogarnia ten chaos. - Dzięki improwizacji poczułam większy luz, mniej się wszystkim przejmuję. No i w końcu mam do życia odpowiedni dystans.

ALICJA

Współzałożycielką grupy jest Alicja Dobrowolna, lat 28. To właśnie ją pierwszą Kasia zaraziła improwizacją. - Od razu załapałam, że to mój styl, choć przyznam, że trochę to trwało, zanim odważyłam się wejść na scenę. Na początku pojawiała się ta myśl, że przecież jestem nieprzygotowana, jak mam grać? - wspomina dziewczyna. - Potem już odkryłam, że nie ma sensu zaprzątać sobie tym głowy. Tu zawsze będzie jakaś nowa sytuacja do zagrania, a skoro nie ma planu, to co może pójść źle?

Podejście to widać w planach na życie. Choć Ala od dziecka związana była z aktorstwem, śpiewem i tańcem, zdecydowała się skończyć filologię chorwacką i serbską. - Te studia to była trochę dziwna decyzja - przyznaje. - Nie chciałam wylądować sama w Krakowie, gdzie mogłabym uczyć się w szkole teatralnej. Wybrałam Poznań, znajomych, przeprowadziłam się tam z chłopakiem. Tak wyszło, bo chyba się przestraszyłam. Teatru mi jednak brakowało, dlatego równolegle uczyłam się w studium aktorskim. Po powrocie do Bydgoszczy zaczęłam pracę w MCK.

Improwizacja jest dla niej czymś więcej niż tylko pomysłem na kolejną grupę teatralną. To właśnie ta forma pomaga zrozumieć, że nie wszystko musi być tak od razu rozplanowane na dłużej. - Można sobie pozwolić na pewne ramy dowolności - stwierdza Alicja. - Ważne jest, żeby na bieżąco chwytać te chwile, nie wybiegać za daleko myślami, bo po co? Przecież wszystko może się zmienić, czy tego chcemy, czy nie. Trzeba być mocno tu i teraz. Tak właśnie mówi jedna z zasad naszego impro. Zresztą widzę, że inne dziewczyny z zespołu mają podobnie, pewnie powiedzą to samo.

GOSIA

Do sali prób wchodzi spokojna i poważna osoba. Dwudziestodwuletnia Gosia Musialik mówi wyraźnie, przyjaźnie, jej zdania są konkretne, idealnie poskładane w całość. Słuchając jej trudno wyjść z podziwu. Szczególnie, że to właśnie ją można zapamiętać ze sceny, jako jedną z najbardziej szalonych postaci. Gdy kurtyna opada, jest zupełnie inną dziewczyną.

- Ala powiedziała wcześniej, że jestem bardzo uporządkowaną osobą. To nie jest do końca prawda. Zgadza się, że taki jest mój ton głosu, aparycja. Patrzysz na mnie i myślisz sobie - grzeczna, ułożona. Ale to nie wszystko. Ja jestem takim ukrytym roztrzepusem.

Zmiany przyszły niedawno, w życiu i na scenie. - Jakiś czas temu zdałam sobie sprawę z tego, że muszę poukładać sobie pewne rzeczy, żeby nie pogubić się w tym całym moim roztrzepaniu. I chyba od tej ogarniętej strony poznały mnie dziewczyny z wymyWammy.

Gosia podkreśla, że osobowość sceniczna niejedno ma imię. Sama nie posądzałaby się wcześniej o taką aktywność. Na casting poszła nie wiedząc, co ją czeka. Chciała się po prostu otworzyć na scenie. I tak też się stało. - Byłam dość zablokowana emocjonalnie. Zaczęłam od śpiewu, chciałam uczyć się w studium wokalnym. Jednak wiem, że moje występy zawsze były tylko poprawne… Improwizacja pokazała mi, że całe to asekuranctwo działa przeciwko mnie. Teraz się wyzwoliłam, ale potrzebowałam czasu. Wiem już, że chcę występować na scenie na sto procent.

JAGODA

- Ja też chcę, od zawsze chciałam, byłam w jakichś grupach. Jasełka, spektakle, podstawówka, wszystko amatorsko… Wiem, że mówię chaotycznie, no ale ja ogólnie taka jestem - od razu uprzedza Jagoda Ptaszyńska. - Taka czyli totalnie nieuporządkowana. Jak sobie czegoś nie zapiszę, to zapomnę, nie wiem, co się działo wczoraj. Mam 23 lata, może za jakieś pięć lat będę bardziej ogarnięta. Myślałam, że to impro tak da mi w tyłek, że przestanę mieć już sto pomysłów na minutę. Ale gdzie tam, przecież w tym teatrze właśnie o to chodzi.

Jagoda wspomina, że tak naprawdę improwizacją żyła już wcześniej, zanim jeszcze dowiedziała się o tej formule. Mimo to gdy po castingu dowiedziała się, do jakiej grupy trafiła, nie była zadowolona. - Moja pierwsza myśl: nie dostałam się do normalnej grupy, to zsyłają mnie na jakieś impro, za karę - śmieje się dziewczyna. - Chciałam przecież czegoś innego, pracy ze scenariuszem, wchodzenia w rolę, którą mogłabym żyć przez rok… Ale tylko przez chwilę się tym martwiłam. Potem prawie od razu poczułam, że impro to właśnie moje życie.

Możesz być błaznem, złodziejem, kosmitą, kim chcesz. Jagoda podpowiada, że impro to ta sytuacja, gdy jesteś sama w domu przed lustrem i zaczynasz śpiewać, tańczyć, niczym się nie przejmujesz. - Tu wychodzisz na scenę i publiczność jest tym lustrem. Nie musisz się zastanawiać. Impro uczy radzenia sobie z nieznanymi sytuacjami. Codziennie powinno się robić coś, czego człowiek się boi, bo właśnie dzięki temu może iść do przodu, doświadczać nowych rzeczy, po to się żyje. Wtedy już nie ma dla ciebie żadnych granic. Trzeba ryzykować. Ja potrzebuję takich bodźców, wtedy mogę siebie przenosić na scenę.

KASIA

Na scenę siebie przenosi także 24-latka, Kasia Karwowska, która do grupy trafiła tego samego dnia, co Gosia i Jagoda. I podobnie jak one, nie miała pojęcia, czym jest teatr improwizowany.

- To było dla mnie trudne wyzwanie - wspomina. - Ale jednak niezwykle ważne. Ja mówię to wprost: improwizacja jest dla mnie terapią, dla zdobycia pewności, wiary w siebie.
Do teatru często garną się nieśmiałe osoby, bo właśnie tutaj mogą pokazać to wszystko, czego czasem wstydziłyby się w tak zwanym prawdziwym życiu. Na scenie uchodzi to płazem.

To przecież tylko postać, wcielasz się w kogoś. Może więc finalnie ułatwia to oswojenie się ze sobą. - To brzmi jak banał - ostrzega dziewczyna - ale scena udowadnia, że im więcej siebie w to wkładasz, tym wychodzi lepiej i zabawniej. Publiczność od razu wyczuje, jeśli ktoś stara się za bardzo, popisuje się. Można być sobą i nie trzeba martwić się o to, czy jest się ocenianym. W improwizacji nie uznajemy negacji. Wszystko jest OK, każdy pomysł na scenie jest dobry, trzeba z niego skorzystać, słuchając partnera. Dzięki impro nie jestem skupiona tylko na sobie. Wiem, że to jak wypadam, jak wyglądam itp., to nie jest najważniejsze, nikt poza mną nie będzie się nad tym głowił godzinami. Po co więc ja mam tracić na to czas i energię, kiedy mogę iść do przodu?

Terapia najwyraźniej działa. Kasia wspomina tylko jeden spektakl, gdy jej problemy wzięły górę i poszło jej wyjątkowo źle. - Miałam kłopoty z chłopakiem, po prostu złamane serce. Nie mogłam dać tej dobrej energii na scenie, nic mi nie wychodziło. Na szczęście jesteśmy w szóstkę i na pracy zespołowej ta sztuka polega. Kiedy mówimy, że w impro najważniejsze jest słuchanie, to właśnie w takich momentach wychodzi jak bardzo. Druga osoba zawsze cię uratuje. Pociągnie pomysł, naładuje energią. To później wnosi się do prawdziwego życia. Myślę, że nasze relacje z innymi ludźmi są przez to o niebo lepsze.

AGNIESZKA

Tylko jedna osoba dołączyła do zespołu dopiero po roku od założenia grupy. Agnieszka Szałkowska, najmłodsza z dziewczyn, w tym roku kończy 20 lat. I choć prowadzi swoją firmę związaną ze zdrową żywością, nadal mówi o sobie „córeczka mamusi”. Teatrem zainteresowała się, kiedy poczuła chęć, by przełamać swoje wewnętrzne bariery.
- Należałam do zupełnie innej grupy - wspomina. - O tym, że w MCK działa teatr improwizowany, dowiedziałam się z mailowego newslettera.

Dziewczyny chętnie przyjęły do siebie nową osobę, choć nie spodziewały się takiego obrotu spraw. Aga zgrała się z resztą idealnie. Coś zaiskrzyło, choć początki nie były łatwe. Agnieszka nazywa swoje próby najgorszymi podrygami w dziejach historii. Teraz jest już znacznie lepiej, a ona sama odnalazła spokój na scenie i w życiu prywatnym. - Impro kojarzy się z szaleństwem, jednak mnie trochę wyciszyło. Po kilkunastu występach większość widzów potwierdza, że jestem najbardziej spokojna z całej szóstki. Wcześniej takim spokojnym chwilom machałam jedynie z daleka.

Pedantka w codziennym życiu, sama nie wie do końca, jak udaje jej się łączyć swoje podejście do życia z bałaganem na scenie.
- To się jakoś samo układa - dodaje. - Może tak jak to, że nie boję się mówić o swoich celach czy marzeniach, a jednocześnie nie zawsze czuję w ogóle potrzebę odzywania się. Przełamuję swoje bariery, a jednocześnie nadal jestem nieśmiała. Często poświęcam czas na sprawy, które nie wymagają aż takiego skupienia, co z kolei nie sprawdzi się nigdy w teatrze improwizowanym, bo tam jest po prostu żywioł. Ale jakoś to wszystko razem tworzy całkiem ciekawą mozaikę.

NIEJEDEN TEATR

Cała szóstka planuje już dodatkową działalność. - Obecnie tworzymy taką przestrzeń, w której będzie nie tylko nasz teatr - komentuje Alicja. - Nazywa się to „Improwizatornia”. Jesteśmy już po inauguracji, po pierwszej konferencji prasowej. To będzie pełne wykorzystanie potencjału impro, warsztaty dla improwizatorów na różnych poziomach, kolejne grupy, spotkania z fachowcami itp. Chcemy też pracować nad długą formą, czyli takim spektaklem, w którym od widowni dostajemy tylko jedno słowo i na nim budujemy na żywo całą nową fabułę dramatyczną.

Na tym się jednak nie kończy. „Improwizacja w praktyce” to pomysł na warsztaty biznesowe. - Jesteśmy już po pierwszym poprowadzonym szkoleniu - opowiada Kasia Chmara. - Może się wydawać, że impro i biznes nie mają ze sobą nic wspólnego, ale to właśnie jest coś innowacyjnego, coś, co przyda się wielu ludziom. Uczymy ich słuchać, akceptować, dopieszczać klienta czy partnera. To działa jak na scenie, gdzie podstawową zasadą jest to, by dać drugiej osobie odpowiednią przestrzeń. Nikt nie osiągnie sam sukcesu, to zawsze musi być współpraca i niekoniecznie musimy grać pierwsze skrzypce.

W planach są także warsztaty dla par, seniorów, dla dzieci, wymy-baje, podczas których maluchy będą wymyślać aktorom postaci, przebierać je w różne stroje.
- Być może właśnie tego w improwizacji szukają dorośli, tej dziecięcej swobody, zabawy i braku hamulców - dodaje Alicja. - Chcemy zarażać tym innych.

*wymyWammy

Teatr Improwizowany od 2012 roku działa w Miejskim Centrum Kultury w Bydgoszczy. Sześć nieprzeciętnych kobiet zdobyło w tym roku drugie miejsce na Gdańskim Festiwalu Impro „Podaj Wiosło”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!