Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ciało go nie słucha

Radosław Rzeszotek
Leżał pół roku w śpiączce, z której nie miał się obudzić. Kiedy poruszył palcem, zaczął wracać do świata. Odzyskał świadomość i wrócił do rodzinnej wsi - przed telewizor.

Leżał pół roku w śpiączce, z której nie miał się obudzić. Kiedy poruszył palcem, zaczął wracać do świata. Odzyskał świadomość i wrócił do rodzinnej wsi - przed telewizor.

<!** Image 2 align=right alt="Image 37534" sub="Piotrek prosi, żeby pozdrowić wszystkich z Torunia, bo bardzo lubi to miasto. Jeśli udałoby się załatwić jakiś samochód, który zawiózł- by go do Torunia, było- by super... (siostra Piotrka)">To był cud, prawdziwy i nierealny. Nie objawił się w jednej chwili, ale rozkwitał przez kilka miesięcy. Kiedy wreszcie wszyscy go ujrzeli, radość była wielka. Dziś cud powoli umyka. Szczęście w końcu odwraca się od wszystkich. Nawet cudownie ocalałych.

Nie dawali szans

Piotr nie miał szans, żeby przeżyć. 25 września 2004 roku w jego rodzinnym Piastoszynie niedaleko Tucholi, na podwórku sąsiadów przyczepa ciągnikowa uszkodziła mu głowę. Czternastoletni wówczas chłopiec wszedł pomiędzy cofający ciągnik a murowaną ścianę obory. Wezwany na miejsce wypadku lekarz pogotowia nie próbował samodzielnie ratować chłopca. Sprowadził śmigłowiec, który przewiózł ofiarę do szpitala im. Biziela w Bydgoszczy. Seria skomplikowanych zabiegów neurochirurgicznych ocaliła życie dziecka. Piotr nie odzyskał jednak świadomości. Zapadł w śpiączkę, z której nie wybudził się przez sześć miesięcy. Lekarze nie dawali na to najmniejszych szans. Uszkodzony został móżdżek. Szanse nawet na minimalną poprawę zdrowia miały być zerowe.

W hospicjum „Światło”

- W takich chwilach człowiek myśli o różnych rzeczach - mówi Bernadeta Mucha, matka Piotra. - Wiadomo, żyje się nadzieją, że może kiedyś nastąpi cud. Ale z każdym kolejnym miesiącem czekania nadzieja jest coraz słabsza. Nie pamiętam, kiedy straciłam nadzieję, że Piotruś się obudzi. Nie mogliśmy czuwać cały czas przy jego łóżku.

Co działo się ze świadomością Piotra przez sześć miesięcy śpiączki, nie wie nawet on sam. Niektórzy lekarze twierdzą, że podczas śpiączki człowiek zachowuje świadomość. Nie jest jednak w stanie przekazać choćby najmniejszych znaków otaczającemu go światu.

Kiedy stan zdrowia Piotra ustabilizował się, chłopiec został przewieziony na oddział apaliczny przy toruńskim hospicjum „Światło”. Pracujący tu rehabilitanci i pielęgniarki specjalizują się w wybudzaniu osób w śpiączce. Na około dwieście teoretycznie beznadziejnych przypadków udało im się wybudzić już piętnaście osób. Jednym z nich był Piotrek.

To był cud!

- Pewnego dnia jedna z naszych rehabilitantek zauważyła, że Piotr poruszył palcem - mówi Janina Mirończuk, dyrektor Hospicjum „Światło” w Toruniu. - Poprosiła go, żeby zrobił to jeszcze raz. Poruszył nim ponownie. Spytała, czy może pokazać dwa palce. I on to też zrobił. To był początek drogi.

<!** reklama left>Rehabilitacja Piotra Muchy trwała prawie dwadzieścia miesięcy. Mozolna codzienna praca przynosiła efekty. Piotr zaczął się uśmiechać, poruszać głową, rozpoznawał otaczające go osoby i przedmioty. Na wieść o jego cudownym wybudzeniu na oddział apaliczny prowadzony przez Fundację „Światło” zaczęli zjeżdżać się dziennikarze i medycy z całej Polski. Większość kręciła z niedowierzaniem głową. - Cud, po prostu cud - mówili.

Po wybudzeniu Piotr nie umiał mówić, nie potrafił nawet samodzielnie połykać śliny. Kiedy pracę z nim kończyli rehabilitanci, z pomocą przychodził neurologopeda. Od nowa uczył chłopca połykać, pić, jeść, mówić. Codzienny masaż mięśni twarzy, języka, policzków - od wewnątrz i z zewnątrz - przyniósł efekt. Chłopak zaczął mówić. To był kolejny cud. Ostatni.

<!** Image 3 align=right alt="Image 37534" sub="Matka wierzy, że jej syn kiedyś jeszcze będzie chodził ">- Piotruś spędził u nas mnóstwo czasu, bo potrzebna mu była specjalistyczna rehabilitacja, której rodzice nie byli w stanie mu zapewnić - dodaje Janina Mirończuk. - Przyjmując go ponownie na oddział, zrobiliśmy wyjątek. Nie możemy trzymać go u nas bez końca. Inni też potrzebują naszej pomocy.

Powrót Piotra do rodzinnego Piastoszyna przypominał wizytę głowy państwa. Kwiaty, uśmiechy, wspólne zdjęcia, dzieci odświętnie ubrane. Cieszyli się nawet ci, którzy namawiali Bernadetę Muchę do wykupienia czym prędzej miejsca na cmentarzu dla Piotra.

Miesiąc później życie chłopaka nie było już usłane różami. Zamiast rehabilitacji, pojawił się telewizor. Zamiast neurologopedy, głos: - Piotek, powtórz... Koszulka z napisem „Mam na imię Piotr, mów do mnie normalnie” trafiła na honorowe miejsce w szafie. Słowa, których nauczył się na oddziale apalicznym, zmieniały się w niezrozumiały bulgot. Ciało niećwiczone po kilka godzin dziennie, zaczęło przybierać na wadze.

- No i mamy problem z biciem - załamuje ręce Bernadeta Mucha. - To w wyniku padaczki pourazowej, ale tak czy siak, nie jest nam wszystkim z tym łatwo. Piotr parę razy tak mnie zdzielił, że aż ciemno zrobiło mi się przed oczami.

Dom rodziny Mucha w Piastoszynie stoi kilkadziesiąt metrów od szosy. Przed drzwiami wejściowymi wybudowano podjazd dla wózka inwalidzkiego, ale rzadko kiedy chłopak z niego korzysta. Pogoda się zepsuła. Mimo to dziennikarze z brukowych gazet nadal przyjeżdżają do Piastoszyna i trąbią o cudzie.

- Żal patrzeć na to dziecko, co to za życie? - zastanawiają się sąsiedzi. - Przed wypadkiem to był zupełnie inny chłopak. Ministrant w kościele, wszędzie go było pełno, ojcu przy gospodarstwie pomagał. Ten Piotrek to jest ktoś inny...

We wsi ludzie nie lubią patrzeć na inwalidę, który z trudem podaje dłoń do przywitania. Nauczyciele, którzy przychodzą uczyć go w domu, robią, co mogą, żeby chłopak nie czuł się gorszy. Nie udaje im się.

Warto walczyć

- Piotrek prosi, żeby pozdrowić w gazecie wszystkich z Torunia, bo on bardzo lubi to miasto, tam jest the best - tłumaczy słowa Piotra jego siostra. - Jeśli udałoby się załatwić jakiś samochód, który zawiózłby go do Torunia, byłoby super. Ale pewnie się nie da, co?

<!** Image 4 align=left alt="Image 37537" sub="Specjalistyczna rehabilitacja przyniosła wyjątkowe efekty">Na oddział apaliczny Piotrek może przyjechać jedynie jako gość. Nie ma szans, żeby zajęła się nim rehabilitantka Monika, dzięki której w jego życiu wydarzył się cud. Piotrek wciąż o nią pyta. Mama mówi mu, że Monika nadal jest na urlopie wychowawczym.

- Temu chłopcu rehabilitacja będzie potrzebna do końca życia - dodaje Janina Mirończuk. - Jej brak powoduje cofanie się tego, co nam udało się wypracować. Wiem, że rodzice się starają, wiem, że gmina też mu pomaga. Ale to za mało. Kto widział postępy w rehabilitacji i radość, jaką mu one przyniosły, ten zrozumiałby, dlaczego warto walczyć o zdrowie tego chłopaka.

Piotrek stara się rozmawiać o wszystkim - unika tylko rozmów o wypadku i śpiączce. Kiedyś powiedział, że czuje się uwięziony w swoim ciele, że wie, co chciałby zrobić, ale ciało go nie słucha. I już nigdy nie będzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!