Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chłopaki pobiegli prosto w dym

Radosław Rzeszotek
Młodzi mężczyźni, mieszkający w pobliżu Domu Kombatanta w Dobrzejewicach, ryzykowali życiem, żeby wydostać z pożaru schorowanych staruszków. Teraz wieś zastanawia się, kto i dlaczego podłożył ogień.

Młodzi mężczyźni, mieszkający w pobliżu Domu Kombatanta w Dobrzejewicach, ryzykowali życiem, żeby wydostać z pożaru schorowanych staruszków. Teraz wieś zastanawia się, kto i dlaczego podłożył ogień.

<!** Image 2 align=none alt="Image 48806" sub="W poniedziałek pracownicy interwencyjni sprzątali pogorzelisko w piwnicy Domu Kombatanta. Smród stopionych tworzyw wciąż był dokuczliwy">Staruszkowie spali w kłębach dymu. Nie obudzili się nawet, kiedy przed Dom Kombatanta zajechały bojowe wozy strażackie. Nie przeraziły ich syreny i migające światła. Zbudziło ich walenie do drzwi. I czyjś krzyk: „Pożar, pali się, uciekać!”.

Synku, wracaj natychmiast!

Ognia jednak nie było. Był dym jak ściana. Ciemny, gęsty i gryzący w gardło nawet tych, którzy z oddali przyglądali się pożarowi. Kłębił się na klatce schodowej prowadzącej do piwnic południowego skrzydła dobrzejewickiego Domu Kombatanta. Wdzierał się szparami pod drzwiami i otworami wentylacyjnymi.

- Kiedy pożar dopiero się zaczynał, dym już był na kondygnacji zamieszkanej przez ludzi - mówi Stefan Prochaska, jeden z pensjonariuszy, który kiedyś pływał po morzach jako marynarz. - A tam przecież mieszkają osoby, które nie mogą samodzielnie się poruszać. Nie ma co, mieli przegwizdane. Jak miała uciec kobiecina, którą nawet do łazienki trzeba było wieźć na wózku, bo ma ujętą nogę?

W dobrzejewickim Domu Kombatanta mieszka ponad 60 osób. Nie wszystkie są niedołężne i schorowane. Większość to ludzie samodzielni - sami mogą się umyć, sami więc mogli się ewakuować. Jednak ubiegłej niedzieli na widok strażaków w kombinezonach bojowych kierujących ich do wyjścia, wielu łapało się za serce.

<!** reklama right>- W pierwszej chwili myślałam, że to tylko ćwiczenia - wspomina Ewa Czyżewska, emerytowana nauczycielka z Bydgoszczy, która pobyt w Dobrzejewicach chwali sobie jak mało kto. - Ale kiedy usłyszałam wozy strażackie i poczułam dym, zrozumiałam, że to nie żarty. To co zobaczyłam... To było bardzo wzruszające... Nie jest z nami, Polakami, tak źle, jeśli nasza młodzież jest zdolna do takich pięknych czynów. Podziękujcie im w naszym imieniu.

W akcji ratowniczo-gaśniczej uczestniczyli nie tylko strażacy z czterech zastępów bojowych. Natychmiast z pomocą przyszli też młodzi mieszkańcy okolicznych domów. Około dwudziestu mężczyzn bez zastanowienia weszło do zadymionego budynku w poszukiwaniu niedołężnych osób. Dzięki temu zawodowi strażacy mogli wszystkimi siłami przystąpić do gaszenia pożaru. Jak zwykle, liczyła się każda chwila.

- Synku, wracaj! Wracaj natychmiast! - Ewa Czyżewska usłyszała głos zapłakanej kobiety stojącej przy ogrodzeniu.

- Ale tam są ludzie, mamo - odkrzyknął uczeń Liceum Ogólnokształcącego w Dobrzejewicach.

<!** Image 3 align=left alt="Image 48806" sub="Strażak ochotnik Łukasz Rygielski, który uczestniczył w akcji razem z bratem">Nie było w tym patosu. Nie było filmowego bohaterstwa. Na miejscu nie było przecież jeszcze fotoreporterów ani kamer telewizyjnych. Na pożar patrzyli tylko swoi, ludzie stąd. I strażacy, którzy tego, co zaszło w Dobrzejewicach, nie zapomną długo.

- Widziałem, jak chłopcy mieszkający w sąsiedztwie na rękach wynoszą schorowanych staruszków - dodaje Stefan Prochaska. - Wynurzali się z tego dymu jak jakieś nienaturalne postacie. Powiem szczerze, byłem z nich wtedy dumny. Człowiek na starość myśli, że młody starego ma gdzieś. A tu, proszę. Jak przyszło co do czego, chłopcy z Dobrzejewic pokazali, że w portkach mają co nosić.

Pewnie, że się bałem...

Nie wszyscy ewakuowani zdążyli zabrać ze swoich pokoi ciepłe ubrania. Niektórzy uciekali boso, inni tylko w piżamach. Mieszkańcy okolicznych domów przynosili im własne koce, niektórzy zabierali staruszków do domów.

- Starzy ludzie są bardzo marudni, ciągle im coś nie pasuje - dodaje Ewa Czyżewska. - A to zimno w nogę, a to zaboli coś w gardle, a to drażni dym. Tymczasem przed naszym domem zebrali się wszyscy mieszkańcy. Wielu narzekało, ale całe szczęście miał się kto nimi zająć. Bo mimo że to była niedziela, przyjechali wszyscy: dyrekcja, siostry... No i wszyscy patrzyliśmy na tych chłopców, którzy pokazali, że nasze stare życie nie jest im obojętne.

Nastoletni bohaterowie w swoich czynach nie widzą nic nadzwyczajnego. Pytani, czy się bali, zazwyczaj wzruszają ramionami i uśmiechają się. W Dobrzejewicach wszyscy wiedzą, że pierwsi w dym poszli Krystian Rygielski, Adam Pawłowski i Karol Głowiński.

- Jestem strażakiem ochotnikiem i przyznam szczerze, że się bałem, bo dym był cholerny - uśmiecha się brat nastoletniego bohatera, Łukasz Rygielski. - Jak się zadymiło na amen, to bez maski nie można było się nawet zbliżyć. Ale co było robić? Kto ma ratować ludzi i gasić pożar, jeśli nie strażak? Po to człowiek się do tej straży zapisywał, żeby w takich sytuacjach można było na niego liczyć.

Źródłem pożaru był magazyn mebli. Płomienie szybko przeniosły się jednak na termoizolacyjne otuliny na rurach ciepłowniczych. Tworzywa sztuczne topiły się błyskawicznie, wytwarzając gęsty dym. Topiła się pianka materacy na tapczanach, topiła się wykładzina złożona w rulony, z łóżek pozostały tylko żelazne szkielety.

Rozmiary pożaru władzom gminy były doskonale znane. Tuż po przyjeździe strażaków, w Dobrzejewicach zjawił się wójt gminy Obrowo.

- Jestem pełen podziwu dla mieszkańców Dobrzejewic - przyznaje wójt Andrzej Wieczyński. - Byłem akurat na piętrze, na którym znajdowali się leżący mieszkańcy Domu Kombatanta, gdy zaczął tam przedostawać się dym. Na hasło, że trzeba tym ludziom pomóc, natychmiast zgłosiło się kilku młodych mężczyzn. To była postawa godna naśladowania, choć nie ukrywam, że lęku było sporo.

<!** Image 4 align=right alt="Image 48809" sub="Strażacy błyskawicznie przystąpili do akcji. Jak zwykle w takich sytuacjach liczyła się każda sekunda.">Władze gminy nie finansują działalności dobrzejewickiego Domu Kombatanta, jednak gmina zdecydowała o udzieleniu wsparcia ośrodkowi. Gminni pracownicy interwencyjni zostali skierowani do uprzątnięcia pogorzeliska.

To nie był przypadek

- Jeszcze za wcześnie, by precyzyjnie określić, co było przyczyną pożaru, ale raczej możemy wykluczyć, że zaprószenie ognia było samoistne - mówi Mieczysław Kasprowicz, zastępca dyrektora Domu Kombatanta. - Kto mógł to zrobić? Nie mam pojęcia. Nie jesteśmy z nikim skonfliktowani, nie mamy wrogów. Nie mieli tu dostępu również mieszkańcy naszego domu. Dla nas jednak najważniejsze jest to, że nikomu nic się nie stało. Ze stratami materialnymi, choć liczymy je w dziesiątkach tysięcy złotych, jakoś sobie poradzimy, choć na pewno nie będzie nam łatwo.

Wśród pensjonariuszy wiadomość o podpaleniu rozeszła się szybko. Ktoś przypomniał sobie, że w Dobrzejewicach żyją ludzie, którzy sprzeciwiali się budowie „domu starców”.

- Wolimy nie myśleć, że ktoś podpalił nasz dom specjalnie - twierdzą mieszkańcy Domu Kombatanta. - Lepiej powtarzać, że był to głupi wybryk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!