Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Były ksiądz nożownikiem

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
Tragiczne w skutkach zdarzenia, do jakich doszło na ulicy Nakielskiej, długo były omawiane i rozpamiętywane przez bydgoszczan.

Tragiczne w skutkach zdarzenia, do jakich doszło na ulicy Nakielskiej, długo były omawiane i rozpamiętywane przez bydgoszczan.

<!** Image 3 align=none alt="Image 207346" sub="W budynku przy ulicy Nakielskiej 13 przed wojną mieściła się restauracja, w której bawił się Józef P. FOT. Tymon Markowski">

Bydgoszczanin Józef P. był po ukończeniu seminarium przez krótki czas księdzem katolickim. Potem jednak dał się wciągnąć do jednej z modnych wówczas sekt, zaczął nazywać siebie „starokatolikiem” i zrzucił sutannę. Postanowił wówczas zostać... dentystą. W tym celu otworzył prywatną praktykę przy ul. Nakielskiej 39 w Bydgoszczy.

Wieczorem 16 stycznia 1937 roku, w sobotę, Jan P. w większym towarzystwie udał się do znanego w mieście lokalu restauracyjnego, należącego do Niemca Arthura Bahra, przy ul. Nakielskiej 13. Zapowiadała się miła impreza. Był przecież karnawał.

„No to wyjdźmy na ulicę”

Jan P. ze swoim towarzystwem siedział w jednej sali, natomiast druga była zajęta przez inne grono znajomych, wśród których rej wodził Edmund K. I tu, i tam bawiono się hucznie i wesoło.

Było już grubo po północy, ale obydwa towarzystwa nie miały ochoty wracać do domu. W pewnym momencie w przejściu między salami jeden mężczyzna potrącił drugiego. Kto kogo dokładnie i dlaczego, nie udało się nigdy ustalić. Pewne jest za to, że Edmund K. zaproponował po dłuższej wymianie zdań, aby Jan P. wyszedł z nam na zewnątrz, sugerując niedwuznacznie, że chce sprawę rozstrzygnąć przy użyciu siły.

Edmundowi w drodze na chodnik przed restauracją towarzyszyli dwa kompani. Dostrzegłszy to, Jan P. poprosił o to samo Bronisława S., domagając się jednocześnie, by kolega pożyczył mu nóż sprężynowy, który zawsze nosił przy sobie.

Jak wynikało z zeznań świadków, Edmund K. nie miał specjalnie ochoty na kontynuowanie awantury. Wyszedł, co prawda, na zewnątrz, ale szybko wrócił. Nakłonił ich do tego kolejny znajomy, Maciej R., który zaproponował nawet, że na jego koszt napiją się jeszcze wódki. Nastrój świetnej zabawy jednak bezpowrotnie uleciał. Czas było zbierać się do domu.

<!** reklama>

Tymczasem Jan P. uzbrojony w nóż schował się za skrzydło drzwi, prowadzących do lokalu, i cierpliwie czekał. Kiedy Edmund K. ponownie pojawił się na chodniku, antagonista ugodził go nożem w szyję, w okolice prawego obojczyka. Nim ktokolwiek zareagował, nożownik wsadził nóż w bok Alberta M., a następnie puścił się za idącym szybkim krokiem Maciejem R., który nawet nie zauważył poprzedniego zdarzenia. Dogoniwszy przechodnia, Jan P. zadał mu nożem trzy ciosy w bok i przedramiona.

Obficie krwawiąc, Maciej R. upadł na chodnik. Albert M. kulił się z raną w boku, natomiast Edmund K. usiłował wrócić do lokalu, zapewne po pomoc. Udało mu się jednak przejść tylko kilka kroków. Potem stracił przytomność i osunął się na chodnik przy samych drzwiach. Wezwany przez restauratora lekarz stwierdził zgon. Okazało się, że ostrze noża weszło na tyle głęboko, że przecięło prawy szczyt opłucnej, co spowodowało silny krwotok do prawej jamy opłucnej i ściśnięcie prawego płuca.

Kiedy Jan P. nieco ochłonął, wrócił do lokalu, gdzie jeszcze część gości „urzędowała”, obmył nóż z krwi, a następnie wsunął go koledze do kieszeni.

Zatrzymany przez wezwaną policję Jan P. twierdził, że nożem posługiwał się wyłącznie w obronie koniecznej, ponieważ najpierw został przez całą trójkę popchnięty, następnie pobity za pomocą pięści, a nawet jakiegoś twardego przedmiotu. Jak twierdził zabójca, najpierw ostrzegł przeciwników o posiadaniu noża i dopiero wtedy po niego sięgnął.

Proces przed Sądem Okręgowym w Bydgoszczy rozpoczął się 17 sierpnia 1937 roku. Na rozprawę, która wywołała wielkie zainteresowanie, wpuszczano licznie przybyłą publiczność wyłącznie za okazaniem specjalnego biletu wstępu.

Sąd nie uwierzył

Jan P. podtrzymał swoje wyjaśnienia, jednak zeznania innych świadków nie pozostawiały wątpliwości, iż to on był głównym agresorem, udowodniono też, że gonił Macieja R. Sąd przyjął jednak, iż nie działał z zamiarem zabójstwa, lecz pobicia i skazał go na karę dwóch lat pozbawienia wolności.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!