Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Brak doświadczenia?

Redakcja
Z Kazimierzem Witkowskim, emerytowanym pilotem wojskowym z Bydgoszczy, rozmawia Jarosław Jakubowski.

Z Kazimierzem Witkowskim, emerytowanym pilotem wojskowym z Bydgoszczy, rozmawia Jarosław Jakubowski.

<!** Image 2 align=right alt="Image 148680" sub="Kazimierz Witkowski na modelu Su-7 pokazuje jak mogły wyglądać ostatnie chwile Tu-154M Fot. Jarosław Jakubowski">Postanowił Pan zabrać głos w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem, bo przypomniała ona Panu inny tragiczny wypadek.

Katastrofa Tu-154M pod Smoleńskiem była niemal identyczna jak ta, w której rozbił się wojskowy samolot CASA w Mirosławcu. Do obu tych zdarzeń doszło z tego samego powodu. Na pokładzie zabrakło doświadczonego kapitana. Piloci byli świetnie wyszkoleni i ambitni, ale mieli po 30-35 lat. To wiek, w którym trudno nazwać siebie doświadczonym pilotem. Przypomnijmy sobie wodowanie samolotu pasażerskiego na rzece Hudson. Długo czekałem na to, aż media pokażą kapitana załogi. Okazał się nim 63-letni, siwy już człowiek.

Mirosławiec i Smoleńsk to jednak katastrofy z udziałem samolotów wojskowych. Nie można tego porównywać do lotów pasażerskich.

Ale nie były to loty bojowe, tylko pasażerskie właśnie. Piloci samolotów bojowych przestają być w pełni sprawni, gdy osiągają wiek około 40 lat. Natomiast w lotnictwie pasażerskim optymalny jest wiek 50-60 lat. Wtedy pilot ma za sobą doświadczenia, takie jak np. lądowania awaryjne czy na lotniskach zapasowych.

Dlaczego zatem na pokładzie „tutki” zabrakło takiego starszego stażem pilota?

Po chudych latach 90. w polskim lotnictwie wojskowym wytworzyła sie luka pokoleniowa. Najbardziej doświadczeni piloci odeszli z wojska. Pozostali ci najmłodsi, po szkole w Dęblinie i 30-35-latkowie, którzy ich szkolą. Tak więc młodzi uczą jeszcze młodszych. Oni mają duży głód latania, są w pełni dyspozycyjni, ale nie latali na prawym fotelu, obok „starych wyjadaczy”, przy których nabraliby doświadczenia.

<!** reklama>Czy sugeruje Pan, że w Mirosławcu i Smoleńsku piloci powinni skorzystać z lotnisk zapasowych?

W Mirosławcu piloci schodzili do lądowania wieczorem, nie widzieli lotniska, dlatego trzymali się powyżej linii zniżania, jak ognia unikając kontaktu z ziemią. To odruch kaażdego pilota w takich warunkach. Tyle, że w ogóle nie powinni podchodzić do lądowania. Na lotnisku w Świdwinie panowały wtedy lepsze warunki. W Smoleńsku przeciwnie, załoga zeszła poniżej linii zniżania. Podejrzewam, że liczyli na to, że schodząc tak nisko prędzej czy później dostrzegą lotnisko pod warstwą mgły. Ale im mniejsza wysokość, tym mniejsza widoczność pozioma. Poza tym, poniżej pewnej wysokości samolot ma tak zwany drugi zakres prędkości. Nie dość, że maszyna jest wówczas bardzo podatna na czynniki zewnętrzne, to możliwy jest tylko lot poziomy ze stopniowym przepadaniem, bez możliwości pociągnięcia maszyny w górę. Silnik nie ma po prostu do tego odpowiedniej mocy. Dlatego jeszcze na wysokości około 100 metrów powinna zapaść decyzja o odlocie na lotnisko zapasowe. Taką decyzję podejmuje kapitan, on na pokładzie jest bogiem, obojętnie kogo wiezie.

Załogi nie można obarczać winą za to, że nie miała wystarczającego doświadczenia.

Dziwi mnie reakcja ministra obrony Bogdana Klicha, który zamierza skupić się na unowocześnieniu naszej foty VIP-owskiej, zupełnie pomijając kwestie odpowiedniego poziomu wyszkolenia pilotów. Tymczasem we wszystkich trzech katastrofach z udziałem VIP-ów: śmigłowca z Leszkiem Millerem, a także tragediach w Mirosławcu i Smoleńsku wykluczono awarię maszyn! To MON odpowiada za system szkolenia.

Delegacji spieszyło się na uroczystości. W Katyniu czekali już pozostali ich uczestnicy.

No właśnie. W programie wizyty zabrakło tych kilku zapasowych godzin na ewentualny dojazd z innego lotniska. Nie powinno się planować poszczególnych punktów programu na styk.

Po tragedii w Mirosławcu, kiedy zginęło całe dowództwo sił powietrznych, miało już nie być na jednym pokładzie tylu wysokich rangą wojskowych.

Nie rozumiem, dlaczego na pokładzie Tu-154 nad Smoleńskiem byli dowódcy wszystkich rodzajów sił zbrojnych. Z pewnością taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. Wygląda na to, że wypadek w Mirosławcu niczego nas nie nauczył.

Czy z tej katastrofy mógł ktokolwiek wyjść żywy?

Mógłby zdarzyć się taki cud, gdyby samolot nie obrócił się i nie spadł kołami do góry. Jednak maszyna praktycznie straciła lewe skrzydło, przez co momentalnie zwiększył się ciąg na prawe, co spodowowało, że samolot uderzył o ziemię grzbietem.

Swoje niepokojące wnioski dotyczące wyszkolenia pilotów przedstawił Pan prokuratorom prowadzącym śledztwo w sprawie katastrofy w Mirosławcu.

Zgłosiłem się do prokuratury wojskowej i zostałem przesłuchany. Śledztwo jeszcze się nie zakończyło. Moim zdaniem jednak, dowódca eskadry ppłk Leśniak nie powinien być obciążany odpowiedzialnością.

Próbował Pan także zaalarmować Kancelarię Prezydenta.

Na początku lutego 2009 roku wysłałem e-mail w tej sprawie do Kancelarii Prezydenta. Po około trzech tygodniach zadzwonił do mnie jej pracownik. Powiedziałem, że czekam na oficjalne wezwanie i jestem gotowy złożyć wszelkie wyjaśnienia. Mój rozmówca ostrzegł mnie, że za zatajanie czegokolwiek grozi mi odpowiedzialność karna. Na tym, niestety, mój kontakt z Kancelarią Prezydenta się urwał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!