Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Biznes podszyty cierpieniem

Małgorzata Oberlan
Małgorzata Oberlan
W nocy z 15 na 16 marca przy wjeździe do jednej z ubojni w okolicach Białej Rawskiej (woj. łódzkie) policjanci skontrolowali transport bydła, które miało trafić do zakładu.

<!** Image 4 align=none alt="Image 209436" sub="Posiadłość Beaty i Sławomira Gmińskich należy do najokazalszych we wsi Obórki. Skupem zwierząt od rolników i sprzedażą ich do ubojni zajmowali się od 20 lat. Dziś oboje już tego robić nie mogą. W ich sprawie toczy się prokuratorskie śledztwo. Ale oni mają swoje racje, które chętnie wykładają. Najbardziej boli ich zarzut znęcania się nad zwierzętami. Czy się potwierdzi? Czas pokaże. [Fot.: Jacek Smarz]">

W nocy z 15 na 16 marca przy wjeździe do jednej z ubojni w okolicach Białej Rawskiej (woj. łódzkie) policjanci skontrolowali transport bydła, które miało trafić do zakładu.

Z 24 sztuk aż dziewięć było martwych. Inne znajdowały się w stanie krytycznym. Przeprowadzone sekcje wykazały, że krowy były chore.
<!** reklama>

Śledczy odkryli też 18 ton mięsa w samochodzie chłodni, zaparkowanym w pobliżu stacji diagnostycznej, która również należy do właściciela ubojni. Mięso było w różny sposób przetworzone, ale nie nadawało się do wprowadzenia do obrotu. Nie miało żadnych oznaczeń weterynaryjnych czy dokumentacji. Według ustaleń prokuratury, Piotr M., prowadząc ubojnię, czyli tzw. działalność nadzorowaną, nie spełniał wymogów weterynaryjnych, produkował żywność złej jakości, która nie spełniała parametrów zdrowotnych, a być może stanowiła zagrożenie dla zdrowia konsumentów.

Z zeznań części świadków wynika, że proceder trwał w zakładzie od dłuższego czasu. Śledczy znaleźli ponadto ukryty magazyn w chłodni, należącej do Piotra M., a w nim - 100 ton mięsa niewiadomego pochodzenia!

Pośrednik, czyli wybawiciel

Feralny transport, który wpadł w ręce policji w nocy z 15 na 16 marca, wyjechał ze wsi Obórki (gmina Osiek, powiat brodnicki). Dokładnie - z firmy PHU „Gmiński”. Skupem żywca zajmowała się ona od 20 lat. Najpierw działalność zarejestrowana była na Sławomira Gmińskiego.

W 2008 roku mężczyzna został jednak skazany przez Sąd Rejonowy w Brodnicy za znęcanie się nad zwierzętami i skupowanie od rolników zwierząt leczonych antybiotykami. W efekcie zabroniono mu prowadzenia takiej działalności. Firmę zatem zarejestrowała na siebie jego żona, Beata.

- Na czym polega taki biznes? To proste - tłumaczą nam śledczy związani ze sprawą. - Jeśli rolnik ma chorą krowę, to teoretycznie powinien ją leczyć. Jeśli zwierzę mu padnie, powinien oddać je do utylizacji. W obu przypadkach ponosi koszty. Jeśli zaś odpowie na ogłoszenie „Bydło pourazowe kupię”, to nie dość, że transport podjedzie mu pod oborę, to jeszcze zainkasuje okrągłą sumkę za taką krowę. Taki pośrednik jest dla niego jak wybawiciel.

Gdy bomba z Białą Rawską wybuchła, to znaczy informację podały ogólnopolskie serwisy, musiała zadziałać też gorąca linia nadzoru weterynaryjnego. 18 marca w Obórkach pojawił się Grzegorz Głogowski, powiatowy lekarz weterynarii w Brodnicy. Kontrola trwała do 20 marca. Jej efekty? Uśpienie 16 świń i doniesienie do prokuratury.

Śledztwo o wieku wątkach

- Doniesienie powiatowego lekarza weterynarii było obszerne. Szeregując wątki, mogę wymienić ich kilka: znęcanie się nad zwierzętami, transportowanie zwierząt niezdolnych do przewozu, uchylanie się od informowania powiatowego lekarza o każdym przypadku padnięcia bydła oraz fałszowanie dokumentacji, dotyczącej leczenia i żywienia zwierząt - wymienia Alina Szram, kierująca Prokuraturą Rejonową w Brodnicy. - Śledztwo na razie toczy się w sprawie, nikomu nie zostały jeszcze przedstawione zarzuty. Jest wielowątkowe.

<!** Image 5 align=none alt="Image 209436" sub="Tylko te dwie krowy zostały po skupie w Obórkach. Sławomir Gmiński chce teraz zająć się autobiznesem.
[Fot.: Jacek Smarz]">

Grzegorz Głogowski 8 kwietnia odmawia nam rozmowy na temat kontroli, jej wyników i doniesienia do prokuratury.

- Mam złe doświadczenia z mediami - mówi przez telefon.

- Gwarantujemy autoryzację każdego słowa - odpowiadamy.

- Odsyłam po informacje do wojewódzkiego lekarza weterynarii w Bydgoszczy - ucina.

9 kwietnia dwukrotnie odwiedzamy Powiatowy Inspektorat Weterynarii w Brodnicy przy ul. Wesołej 22. Rano słyszymy od sekretarki, że „powiatowy” będzie ok. godz. 12. Kwadrans przed godz. 13 - że „powiatowego jeszcze nie ma”.

Jakie złe doświadczenia ma Grzegorz Głogowski? Czy czegoś się obawia?

Świnie płakały krwią

Jedziemy do Obórek. Posiadłość Beaty i Sławomira Gmińskich jest najokazalszą we wsi. Dwa duże domy, w tyle chlewnie i obory, parking z kilkoma samochodami ciężarowymi.

- Cieszę się, że przyjechaliście. Do tej pory jacyś reporterzy robili nam zdjęcia z ukrycia albo opisywali całą sprawę nawet z nami nie rozmawiając - mówi Sławomir Gmiński. Lat mniej więcej 45, błękitne dżinsy, szary sweter z kapturem. Rozmowny, pewny siebie.

Niedawno w lokalnym tygodniku przeczytał słowa pani prokurator na temat treści doniesienia złożonego przez „powiatowego”. - Doktor, ty żeś tak doniósł? - spytałem go. A on na to: „Nie czytajcie gazet, bo głupoty piszą”. Może i czasem piszą, ale czy to możliwe, żeby prokurator zmyślał gazecie? - zastanawia się pan Sławomir.

Największy żal ma o to znęcanie się nad zwierzętami. Śpieszy wyjaśnić, o co chodzi. Prowadzi do pustego już pomieszczenia gospodarskiego, w którym zastajemy betonowe boksy. Przy jednym został kartonik z napisem „izolatka”. Tu, jak twierdzi, odizolowany od innych zwierząt, leżał prosiak, który zmęczył się podczas transportu od rolnika. - Odpoczywał sobie tylko, a lekarz stwierdził, że ja się nad nim znęcam. Uśmiercił go. Tak samo, jak piętnaście innych świń - mówi.

Jak? Tu następuje drastyczny opis. Świniom miał być aplikowany „Morbital”, środek służący do eutanazji zwierząt. Zastrzykami w oczy, żeby szybciej dotarł do mózgu. Niektórym zwierzętom zastrzyki trzeba było dać dwukrotnie. Umierały ponad dwie godziny. Płakały krwią.

Bo były niezidentyfikowane...

Roman Ratyński, zastępca kujawsko-pomorskiego lekarza weterynarii, w użyciu „Morbitalu” nie widzi niczego dziwnego. Owszem, można uśmiercać świnie na przykład pistoletem i jest to szybka śmierć, ale można i „Morbitalem”. Z własnej weterynaryjnej praktyki to pamięta.

- Jedna świnia została uśmiercona w celu skrócenia jej cierpień, bo znajdowała się w tak złym stanie - mówi. - Pozostałe dlatego, że nie można było zidentyfikować, skąd pochodzą. Powiatowy lekarz weterynarii postąpił zgodnie z przepisami.

Roman Ratyński mówi, że nie zna szczegółów procesu uśmiercania. To znaczy, nie wie na przykład jak on długo trwał. Potwierdza jednak to, co słyszymy od Sławomira Gmińskiego, że w akcji uczestniczyło kilku weterynarzy. Drążenie tematu wyraźnie go denerwuje. - Sugeruje pani, że to powiatowy lekarz weterynarii znęcał się nad zwierzętami?! - pyta podniesionym głosem. - Proszę zwrócić uwagę na to, że każdy, kto się w tej sprawie wypowiada, może mieć swój interes.

Na naszą obronę

Beata i Sławomir Gmińscy chcą wyłożyć swoje racje.

Po pierwsze, za kierownicą ich feralnego transportu w nocy z 15 na 16 marca zasiadł inny niż zazwyczaj, mniej doświadczony kierowca. - Wpadł w poślizg i dlatego krowy się poturbowały - twierdzi Gmiński. - A policjanci, zamiast ratować zwierzęta, wyprowadzić je z samochodu, przez prawie trzy godziny zajmowali się papierami i pozwoleniami.

Mężczyzna pokazuje ogłoszenie, które zamieścił w tygodniku, ukazującym w okolicach Białej Rawskiej. W ten sposób szuka świadków owego poślizgu.

Po drugie, FHU „Gmiński”, działając w branży od 20 lat, ma naprawdę dobrą markę. Gdyby tak nie było, to nielegalni pośrednicy, skupujący bydło pourazowe od rolników, nie podszywaliby się pod firmę Gmińskiego. A tak robią. Zabierają od rolnika zwierzę, wystawiając rachunek na „Gmińskiego”. Nie płacą, a on ma kłopoty. - Jeden gość ze wsi Kretki już został za to skazany przez sąd - podkreśla Sławomir Gmiński.

Po trzecie, Gmińscy zapewniają, że - choć już tak długo prowadzą działalność - nie mieli świadomości, iż padłe zwierzę przed oddaniem do utylizacji zgłosić należy powiatowemu lekarzowi weterynarii. - Nigdy nas o tym nie informował - twierdzi pani Beata.

Po czwarte wreszcie, w papierach mają porządek. Na te 15 świń, które zostały uśmiercone, bo były „niezidentyfikowane”, też mają dokumenty. Gdyby „powiatowy” trochę poczekał, to by je zobaczył. Były zamknięte w samochodzie pracownika.

Wreszcie - sprawa wyroku sprzed lat. I tu Sławomir Gmiński niewiele ma sobie da zarzucenia. - Zostałem skazany za znęcanie się nad zwierzętami, bo rzekomo miałem przeładowane transporty do ubojni. Tyle że liczono sztuki, nie biorąc pod uwagę ich wagi. Tymczasem logiczne jest chyba, że takich warchlaków wejdzie do samochodu więcej niż macior, prawda? - pyta.

Skupowanie od rolników zwierząt leczonych antybiotykami? Sławomir Gmiński przyznaje, że było, ale nieświadome. Wierzył rolnikom na słowo, że kupuje zwierzęta nieleczone. Dostał nauczkę. Po wyroku zaczął brać od nich oświadczenia na piśmie.

Auta zamiast zwierząt

Firmie z Obórek zabroniono już kontynuowania działalności.

- Skup zatem wstrzymałem. Zmieniam branżę. Przerobię zabudowania na stację demontażu pojazdów ciężarowych, sprowadzanych z Niemiec - mówi. Zapewnia też, że spokojnie będzie czekał na rozwój śledztwa. Przed laty jego sprawa trwała 2 lata.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!