Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Biznes omija strefy strachu

Przemysław Przybylski
W świecie gróźb, szantażu i przemocy żyją nie tylko przedsiębiorcy i politycy. Te współczesne zarazy nękają już większość Polaków. Socjolodzy z UMK, którzy ostatnio badali te zagadnienia, o wynikach swej pracy mówią krótko: - Są szokujące.

W świecie gróźb, szantażu i przemocy żyją nie tylko przedsiębiorcy i politycy. Te współczesne zarazy nękają już większość Polaków. Socjolodzy z UMK, którzy ostatnio badali te zagadnienia, o wynikach swej pracy mówią krótko: - Są szokujące.

<!** Image 2 align=right alt="Image 35853" sub="- Przemoc rozpełzła się w społeczeństwie - uważa dr Radosław Sojak, członek zespołu socjologów, prowadzących badania dotyczące gróźb, szantażu i przemocy w życiu społecznym, szczególnie w gospodarce i polityce">Przemoc domowa, bójki kibiców piłkarskich, napady, porwania są, niestety, stałymi elementami naszego życia. Jeżeli nawet w nich nie uczestniczymy, docierają do nas za pośrednictwem mediów. To przemoc nielegalna, istniejąca w każdym społeczeństwie - taki czarny rynek przemocy. Systematyczne badanie tej sfery należy do kryminologów.

Istnieje też przemoc legalna, którą w określonych sytuacjach mogą stosować na przykład służby mundurowe. Pomiędzy nimi jest jeszcze szara strefa przemocy, którą zajęli się toruńscy socjologowie. Było co badać, bo - zdaniem 70 procent Polaków - obecnie w życiu społecznym jest więcej przemocy niż przed rokiem 1989.

Szokująca odpowiedź

Zespół naukowców z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika realizuje projekt badawczy pod tytułem „Przemoc jako współregulator przemian instytucjonalnych”. W dużym uproszczeniu mówiąc, badania dotyczą gróźb, szantażu i przemocy w życiu społecznym, ze szczególnym uwzględnieniem sfer gospodarki i polityki. Przebadano reprezentatywne grupy przedsiębiorców i obywateli z różnych środowisk.

- Chcieliśmy sprawdzić natężenie przemocy we współczesnej Polsce. Odpowiedź, jaką uzyskaliśmy, jest szokująca. Przemoc rozpełzła się w społeczeństwie - mówi dr Radosław Sojak z zespołu badawczego.

Socjolodzy zapytali ankietowanych, czy w związku z prowadzoną działalnością gospodarczą byli szantażowani, bądź grożono im. Przyznało się do tego aż 35 procent pytanych przedsiębiorców. Najczęściej przemoc występuje tam, gdzie istnieje nierejestrowany obrót gotówką. Drugi obszar to ten, gdzie są zagwarantowane przez państwo dochody, jak np. usługi pogrzebowe, co ujawniono przy okazji łódzkiej afery „łowców skór”.

- Zapytaliśmy również, czy - zdaniem respondentów - w każdym środowisku znajdują się ludzie gotowi użyć przemocy dla osiągnięcia swoich celów. Przytłaczająca większość ankietowanych zgodziła się z tym stwierdzeniem - dodaje doktor Sojak.

Naukowcy poprosili ankietowanych również o dokończenie zdania: „We współczesnym świecie rozpychanie się łokciami jest ...”. Większość uznała, że jest czymś nieodzownym i skutecznym. W zdecydowanej mniejszości byli potępiający ten sposób postępowania.

Socjolodzy zbadali także zjawisko przemocy w świecie polityki. Tutaj jednak natrafili na trudności i musieli posiłkować się dokumentami i doniesieniami prasowymi.

- Zrobić wywiad badawczy z politykiem na taki temat jest trudno, bo posiada on zawodową umiejętność zmieniania tematu - śmieje się doktor Sojak. - W efekcie wyniki nie mają wysokiego poziomu reprezentatywności - zastrzega.

<!** reklama left>W świecie polityki funkcjonuje kilka mechanizmów z elementami przemocy. Okazuje się, że jednym z nich staje się niekiedy ordynacja wyborcza. Listy kandydatów do parlamentu i samorządu układa bowiem partyjne kierownictwo. By zapewnić sobie wysokie miejsce, stosowane bywają groźby, szantaże i przekupstwo. Politycy skarżą się także, że są zastraszani.

Przykładem może być Jerzy Wenderlich, toruński poseł SLD, który - gdy wybuchła afera Rywina - ujawnił, że boi się o bezpieczeństwo swoje i rodziny. Później wycofał się z tego twierdzenia, ale samo ujawnienie mogło spełnić swoją rolę i zniechęcić autorów gróźb do dalszych działań.

- W polityce istnieje obszar, który nazywam sadyzmem instytucjonalnym - twierdzi dr Radosław Sojak.

Przykład: spektakularne aresztowania osób publicznych, co do których nie istniała groźba, że będą uciekać przed wymiarem sprawiedliwości. Chodzi, m.in., o Romana Kluskę, byłego właściciela Optimusa, czy Andrzeja Modrzejewskiego, eksprezesa Orlenu.

Niepokojące jest również to, że Polacy zaczynają akceptować przemoc jako element codziennego życia. Na pytanie: „Czy w życiu zdarzają się sytuacje, w których stosowanie przemocy dla osiągnięcia własnych celów jest usprawiedliwione?”, 21 procent respondentów odpowiedziało - „tak”. Przemoc akceptuje jedna piąta społeczeństwa, co brzmi groźnie. Godzimy się nawet na ograniczenie praw obywatelskich i stosowanie przemocy przez państwo dla naprawy Polski. Tutaj odsetek Polaków popierających niedemokratyczne działania jest na szczęście mniejszy i wynosi 13 procent.

Strzeż się tych branż!

Badania socjologiczne pokazały też, że coraz bardziej adaptujemy się do warunków zagrożenia.

- Ludzie rozpoznają coś, co można nazwać terytoriami przemocy. Na przykład biznesmeni wiedzą, że wchodząc do pewnych branż trzeba się liczyć z szantażem, groźbą haraczy, czy koniecznością układania się z nieformalnymi grupami, które w nich istnieją - tłumaczy dr Sojak.

Środowisko przedsiębiorców podlega przemocy także za sprawą wzajemnych działań. Biznesmeni donoszą na siebie, prowokują kontrole instytucji państwowych, najczęściej urzędów skarbowych, u konkurentów.

Groźne jest również to, że zwykli obywatele w codziennym życiu także dostosowują się do zagrożeń. Ankietowani wyznali, że wiedzą, jakich miejsc w okolicy unikać, by nie narazić się na niebezpieczeństwo. Rozpoznają terytoria przemocy i nie podejmują na nich działalności. Jest to o tyle niepokojące, że nie próbują dokonać zmiany sytuacji, lecz biernie uniknąć problemu.

Około 11 procent badanych zrezygnowało z działalności publicznej ze względu na obawę o własne bezpieczeństwo. Zdaniem socjologów, gdyby ta grupa ponownie podjęła działania, podniósłby się znacznie odsetek aktywnych obywateli, który jest obecnie bardzo niski.

W pewnej części badania dotyczyły również mediów, szczególnie czarnego PR.

- Nie ulega wątpliwości, że dziennikarze są bardzo często aktorami na scenie politycznej. Mówienie, że jest inaczej, uważam za naiwność. Byłbym jednak ostrożny przy określaniu mediów jako narzędzi szantażu - podkreśla Radosław Sojak. - Mówienie zaś, że wszystkiemu winni są dziennikarze, to potężny skrót myślowy i nadużycie semantyczne.

Media wysyłają sygnał

<!** Image 3 align=right alt="Image 35854" sub="Przemoc domowa, bójki kibiców, napady są stałymi elementami naszego życia. Jeżeli nawet w nich nie uczestniczymy, docierają do nas poprzez media.">Zdaniem dr. Sojaka, nawet jeśli dziennikarz jest perfekcyjnie wyczulony na fakty, to zawsze pozostaje kwestia ich doboru i momentu upublicznienia. Zazwyczaj nie są one przypadkowe. Media bywają narzędziem wykorzystywanym przez środowiska zewnętrzne. Często też wysyłają sygnały, które nie są później kontynuowane. Na zasadzie „uwaga, wiemy”. Przykładem może być afera Rywina, którą nagłośniła „Gazeta Wyborcza”. Wcześniej, w rubryce towarzyskiej, pisał o niej tygodnik „Wprost”. Kontynuacji jednak nie było.

Na razie socjolodzy zgodzili się ujawnić tylko fragmenty swoich opracowań. Pierwszeństwo mają publikacje naukowe, które ukażą w ciągu najbliższych miesięcy.

- Będziemy dbali, by wyniki tych badań trafiły do mediów, a przez nie do opinii publicznej. Nie schowamy ich pod dywan - zapewnia doktor Sojak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!