Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bezsenność na torach

Jan Oleksy
Tomek Czachorowski
Mam to szczęście, że w Pesie tworzymy wartości, które wraz z produktami przetrwają dekady. Dziś już rzadko komu zależy na tym, by przedmiot był trwały - mówi Bartosz Piotrowski, główny projektant wzornictwa w PESA Bydgoszcz SA, Designer Roku 2014

Muzycznie brzmią nazwy Waszych tramwajów. Lubi Pan swing i jazz?
Gdy słyszę te nazwy, widzę pojazdy, a nie tańczące pary, ale tak pewnie czuje kilka tysięcy ludzi w Bydgoszczy. Tramwaj jest przeznaczony dla konkretnej społeczności miejskiej i ma być sympatycznym pojazdem. Dlatego w nazwach pojawiają się tańce, kojarzące się z dynamiką, płynnością, z czymś przyjemnym. Swing, jazz, twist, a dla Moskwy fokstrot, stały się znakiem rozpoznawczym
naszych linii produktowych.

A jak się czuje Designer Roku 2014? To wielkie wyróżnienie, Oscar dla projektanta.
Dla mnie to duża nobilitacja. Już w 2006 roku otrzymaliśmy ten tytuł, ale wówczas była to nagroda dla całego zespołu, pracującego nad linią spalinowych pojazdów 218. Tegoroczna podsumowuje kolejny ośmioletni okres, gdy zbudowaliśmy zespół wewnętrzny, a odpowiedzialność za wzornictwo produktów spoczywała głównie na mnie - stąd jej szczególna wartość. Dział badań i rozwoju liczy już prawie 300 osób i dalej szybko go rozwijamy, umocniliśmy się na rynku polskim i konkurujemy jak równy z równym ze światowymi gigantami na rynku europejskim i na Wschodzie. Myślę, że jako Polacy możemy być z Pesy dumni.

Jak to się stało, że artysta po Akademii Sztuk Pięknych zaczął pracować dla przemysłu?
Każdy zaczynał od piątek z plastyki, potem oglądał albumy ze starym i XX-wiecznym malarstwem.
W momencie zdawania na studia, gdy trzeba było wybrać kierunek, zdecydowałem, że będą to jednak sztuki użytkowe. Przedmioty stały się ważniejsze w naszym życiu niż sztuka…

A Pesa zdobywa wciąż nowe zlecenia...
Konkurujemy, a gdy wygrywamy, realizujemy kolejne projekty. Ważna jest dobra znajomość tematu
i technologii, żeby umieć wybrnąć z różnych zobowiązań technicznych. Dla mnie zarówno design, jak i technika to tylko narzędzia, kuchnia. Tak naprawdę liczy się wizja produktu i działający proces, pozwalający dostarczyć go na rynek. Design takich produktów może zaistnieć jedynie dzięki pomysłom i pracy setek ludzi. Planowanie, budżet, logistyka i produkcja nadają duszy ciało.

Przez długi czas uważano, że tramwaj nie musi być piękny, wystarczy, żeby był wygodny. Kolej była w tyle za przemysłem motoryzacyjnym, gdzie co sezon pojawia się nowy model samochodu.
My nadal w pierwszej kolejności zajmujemy się wygodą, a stylistykę traktujemy jako klamrę, która
zamyka dzieło i definiuje bardzo ważny emocjonalny stosunek do przedmiotu. Niektóre produkty,
takie jak samochód, pociąg, samolot mają „twarz”, mobilność dodatkowo je ożywia i powoduje, że
odbieramy je inaczej, bardziej emocjonalnie niż np. butelkę czy radio. Dla klienta estetyka opisuje
usługę, którą sprzedaje. Identyfikuje przewoźnika, informuje, ale na satysfakcję pasażera składają się
też bardziej miękkie odczucia: poczucie komfortu, bezpieczeństwa, indywidualnego traktowania.

Każdy z tych pojazdów jest szyty pod klienta.
Z tego powodu tworzymy wiele wariantów w ramach jednej linii produktowej. Inny jest twist dla Częstochowy, inny dla Chorzowa. Klient ma zawsze możliwość wnoszenia do projektu czegoś własnego, indywidualnego. Wiemy, że nie my, a nasz klient najlepiej zna swoich pasażerów i warunki, w jakich będzie eksploatowany pojazd. W przypadku tramwajów, poruszających się po dużym mieście, ważna jest duża pojemność oraz szybka wymiana pasażerów. Miasta stare, z ciasną zabudową, nastawione na turystykę, oczekują większej zwrotności, widokowych okien, większej ilości miejsc siedzących.

Czyli klientowi przedstawiacie swoją wizję, a on ewentualnie ją modyfikuje?
Klient określa podstawowe funkcje, ile potrzebuje miejsc siedzących, miejsc na rowery, ile wejść itd.
Przyjmujemy to jako ramę, dopracowujemy detale. Prezentujemy pewną liczbę wariantów, rozwiązań
i wspólnie uzgadniamy ostateczny wygląd i sposób działania produktu. Podstawowy wygląd pojazdu,
kształt sylwetki, kolorystykę, rozplanowanie i wyposażenie wnętrza pokazuje tzw. designbook, zatwierdzany przez zamawiającego.

Wracając do „Designera Roku”, samo słowo „design” jest dzisiaj nadużywane, staje się modnym kluczem. Co dla Pana znaczy design?
Jeśli mówimy o designie przemysłowym, to myślimy o wzorach tworzonych na potrzeby produkcji
przemysłowej. Dzisiaj design jest rodzajem klucza o znaczeniu czysto marketingowym. Tak samo jak
określenie „projekt”. Gdy zawieszasz z dziećmi bombki na choinkę, to możesz z dumą powiedzieć - „…wiesz, mam taki projekt na design choinki...”. Projektami staje się jakakolwiek aktywność organizacyjna, a designem - jakakolwiek aktywność manualno-fizyczna. To trochę śmieszne. Dla mnie
ważne jest, by móc zajmować się designem przemysłowym, a nie galeryjno-gazetowym. Cały przemysł
komercyjny pracuje nad tym, żeby jego produkty starzały się w ciągu dwóch lat, a potem były odrzucane. Stale przypomina się nam, że nasze indywidualne potrzeby, a właściwie emocje są najważniejsze. Ten pozornie humanistyczny zachwyt nad człowiekiem to wyrachowana strategia - marzenia tworzy się i szybko zaspokaja byle jakimi przedmiotami, właściwie imitacjami przedmiotów, których, co gorsza, wcale nie potrzebujemy. Jaki produkt dziś planuje się jeszcze na 30, 40 lat? My staramy się robić coś odwrotnego. Zamówienia publiczne wymagają trwałości i optymalizacji. Dla projektanta to wspaniałe móc programowo odrzucać bylejakość i nieistniejące potrzeby, choć ceną za to są sztywne budżety i terminy realizacji.

Dlatego nie powinny powstawać dziwolągi i wszystko musi mieć logiczne uzasadnienie...
Na pewno nie powinno być przerysowane. Staramy się proponować wyważone projekty, definiujemy
nowoczesność jako adekwatność, trwałość i odpowiedzialność za przestrzeń publiczną. Wnętrza
powinny być proste i funkcjonalne - stonowane, zwykle szare ściany, mają stanowić ramę obrazu,
który wypełnią ludzie, ożywią różnorodnością, kolorami i ruchem, który przyniosą. To pasażerowie
definiują wnętrze. W pustym pociągu widzisz same fotele i wydaje się, że trzeba jeszcze coś dołożyć, ale gdy pojawią się pasażerowie, jeden na wózku, drugi z pieskiem, trzeci z dzieckiem, pani w kapeluszu, gość ubrany na zielono - to obraz się dopełni.

Ale jeżeli klient się uprze?
To klient ma ostateczne zdanie. Dbamy, by wybierał spośród rozsądnych, profesjonalnych propozycji. W Bydgoszczy wspólnie z miastem wybraliśmy grupę pomysłów, nadesłanych przez mieszkańców,
a ostateczną decyzję podjęli internauci, przyszli użytkownicy tramwaju. To dobra i nowoczesna
postawa. Personalizacja produktów, która stała się już prawie standardem w świecie produktów komercyjnych, wkracza również do zamówień publicznych. Podobnie jak do indywidualnego użytkownika zaczynamy podchodzić do konkretnych społeczności - i nie można nie liczyć się z jej zdaniem czy uszczęśliwiać na siłę. Nie ma oznaczać to jednak prostego schlebiania masowym gustom. To raczej konieczność podjęcia dialogu, wzajemnej edukacji - odpowiedzialnych decyzji za otoczenie, które tworzymy dla nas i dla naszych dzieci.

Czy designu można się nauczyć? Wykłada Pan na bydgoskim UTP, współpracuje z Instytutem Wzornictwa. Co mówi Pan studentom, menedżerom?
Talentu nie można się nauczyć, natomiast metody - tak. Ludzie, którzy przychodzą na uczelnię, mają
podstawowe uzdolnienia plastyczne i zakładam, że czują potrzebę przekazania czegoś innym za pomocą tego medium. Czy będą umieli to zrobić używając narzędzi, które wykorzystują rynek i przemysł, to już inna sprawa. Nie to jest jednak tak ważne, jak to, czy odnajdą w sobie wartości, które będą chcieli i potrafili przekazać tworzonym przez siebie przedmiotom. Dziś sztuka raczej komentuje i interpretuje rzeczywistość w półmroku galerii. Do mas docierają i kształtują je przedmioty. Jeśli przedmioty stają się tanie i krótkoterminowe, to fakt ten zaczyna się przenosić na nasze emocje, związki i relatywizowanie rzeczywistości. Dziś design zdobył ważną pozycję, ale musi też dźwigać zupełnie inną odpowiedzialność.

Jeżeli projektanci czy firmy tego nie rozumieją to mają problem?
Na pewno nie przekroczą pewnego progu w swoim rozwoju. Oczywiście rzeczywistość niesie również
konieczność kompromisu, a każdy sukces i rozwój składają się z porażek, które uczą. Firmy rosną,
upadają, zmieniają profil i podobnie jak projektantów, weryfikuje je rynek i użytkownicy.

A co Pana, jako designera, najbardziej wkurza?
Nadmiar niepotrzebnych przedmiotów. Nie chodzi mi o ich wygląd czy działanie, ale o to, że odpowiadają na potrzeby niezauważone, a wymyślone. Równocześnie buduje się w odbiorcach nie ambicję, a pychę, która ma ich wprawić w dobry humor i zachęcić do posiadania. Zbudować dobrą rzecz
to trudna sztuka. Nie mówię, że wszystko ma być na wieki, bo przecież technologie się zmieniają.
Produkty są tanie, szybko przestają cieszyć i po krótkim czasie po prostu się je wyrzuca, ale one nie znikają. Nie uczy to szacunku nie tylko dla przedmiotów. W Pesie, to co nazywamy elastycznością, to realna gotowość do pracy dla klienta i społeczności, którą reprezentuje. Jesteśmy jak krawiec, który proponuje gamę modnych i odpowiednich fasonów, ale potem kroi i szyje pod wymiary konkretnego klienta. Dziś już rzadko komu zależy na tym, żeby produkt był trwały i długo towarzyszył człowiekowi, mógł stać się wartościową częścią jego życia i świadomości. Dla mnie to najważniejsze nasze zadanie.

Czy pomysły same przychodzą?
Pomysły przychodzą same, trzeba tylko zapewnić sobie trochę komfortu i higieny. Wymyślam rozwiązania wszędzie, często w samochodzie, w domu o świcie... Dziś trudno o chwilę na refleksję, wyciszenie. Zapisuję, rysuję w głowie, a później realizuję. Najważniejsza jest idea, szczegóły trzeba dopracować z zespołem, zweryfikować z innymi działami wewnątrz firmy czy z zamawiającym

Śnią się Panu pociągi?
Raczej nie pozwalają mi zasnąć (śmiech). Z jednej strony trzeba zachować indywidualność twórcy,
z drugiej być menedżerem, który nadaje kierunek pracy własnemu i innym zespołom. Ta odpowiedzialność ciąży... Samo projektowanie to nagroda.

*Bartosz Piotrowski

Designer Roku 2014, Główny projektant wzornictwa w PESA SA, w firmie od 2005, twórca linii tramwajów „Swing”, „Jazz”, „Fokstrot”, pociągów „Elf”, „Link”, „Acatus” czy lokomotywy „Gamma”. Dyplom i doktorat obronił na Wydziale Architektury i Wzornictwa Przemysłowego Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera