Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Anna Holz: Przeciwności mnie motywują

Lucyna Tataruch
Mam jeszcze wiele biznesowych marzeń. Nie ma takiej opcji, żebym teraz mogła się zatrzymać. To jest mój czas - mówi Anna Holz, prezes firmy Biurfol i współwłaścicielka gabinetu Madame, w rozmowie z Lucyną Tataruch.

Zdobyła Pani pierwsze miejsce w kategorii „Kobieta Biznesu” w tegorocznym plebiscycie „Biznesmen i Firma Roku”. Gratuluję!
Dziękuję! Przyznam, że już sama nominacja była dla mnie dużym zaskoczeniem. I do tej pory nie jestem pewna, kto mnie zgłosił do tego plebiscytu.

Może Pani pracownicy?
Prawdopodobnie tak. Cieszę się, że ktoś docenił mnie jako prezesa firmy Biurfol czy właścicielkę gabinetu kosmetologicznego Madame. To dzięki takim sytuacjom wiem, że to, co robię ma sens. Zwłaszcza że osoby na wysokich stanowiskach nie często dostają takie komunikaty odnośnie swojej pracy. Potraktowałam to więc jako pozytywny feedback od moich współpracowników.

Często w takich plebiscytach są osobne kategorie dla kobiet i mężczyzn. Myśli Pani, że to konieczne? Nie możemy konkurować ze sobą bez względu na płeć?
Życzyłabym sobie, żeby tak właśnie było, ale obawiam się, że nadal jeszcze biznes na wysokich szczeblach ma głównie płeć męską. Kobiety w zarządach dużych spółek czy wśród właścicieli średnich i dużych firm nadal stanowią mniejszość. W związku z tym myślę, że gdyby teraz kategorie zostały połączone, to kobiety mogłyby mieć dużo mniejsze szanse na taki tytuł, a jestem przekonana, że większość z nich naprawdę na to wyróżnienie zasługuje.

Pani zdaniem promowanie kobiet w biznesie jest ważne?
Promowanie służące motywowaniu - tak! Kobiety bardzo często mają w sobie dużo obaw, niepotrzebnych kompleksów. Możemy świetnie sobie radzić w pracy, a i tak zakładamy, że ciągle czegoś nam brakuje. Zresztą, świat biznesu nierzadko też nas w tym utwierdza. Nadal jeszcze musimy starać się bardziej niż mężczyźni - częściej pokazywać, że jesteśmy analityczne czy konkretne. Sama też tego doświadczam - na początku relacji biznesowej muszę być zawsze bardzo dobrze przygotowana. To prawdopodobnie wynika z tradycyjnego podziału ról w poprzednich pokoleniach, w których kobiety zazwyczaj były na drugim planie. Teraz to już się zmienia.

A prawdą jest, że to Pani mama założyła Biurfol w 1989 roku?
Można tak powiedzieć. Początki naszego biznesu rodzinnego sięgają 1986 roku, i to właśnie mama go rozpoczęła, wykonując tzw. chałupniczą produkcję woreczków (śmiech). Natomiast typową działalność gospodarczą rodzice założyli trzy lata później, gdy było to już w Polsce łatwiejsze po zmianie ustroju. Wówczas zrodził się zalążek Biurfolu, a rodzice w wynajętym garażu rozpoczęli produkcję okładek szkolnych na zeszyty dla dzieci.

To, że Pani również wstąpi w szeregi Biurfolu, było oczywistością?
Nie, zupełnie o tym nie myślałam. Miałam inne plany, chciałam zostać lektorem języka angielskiego. Decyzja o dołączeniu do firmy rodziców była podyktowana poniekąd moją sytuacją życiową - wychowywałam małe dziecko i potrzebowałam pracy z elastycznym grafikiem. W Biurfolu pozwolono mi na taki tryb. Z czasem jednak wsiąknęłam w ten świat całkowicie.

I nie żałowała Pani nigdy, że plany o nauczaniu nie zostały zrealizowane?
Poniekąd zostały! Realizuję tę ścieżkę prowadząc czasami wykłady, np. na temat interim managementu, czyli zatrudniania menedżerów zewnętrznych właśnie w firmach rodzinnych, czy na temat przedsiębiorczości. Zawsze chciałam przekazywać swoją wiedzę i dzielić się nią z innymi. Teraz udało mi się połączyć to marzenie z tym, czym się aktualnie zajmuję. Jeżeli chodzi o język angielski, wykorzystuję go na co dzień w biznesie, bo dziś Biurfol to już przedsiębiorstwo o zasięgu europejskim.

Od jakiego stanowiska zaczynała Pani pracę w Biurfolu?
Jeszcze podczas nauki, w każde wakacje pracowałam przy produkcji. Potem przechodziłam przez kolejne działy - m.in. sprzedaż, marketing. A że z natury mam w sobie cechy przywódcze, to w końcu przeszłam też na stanowisko kierownicze (śmiech). Rodzice chcieli Panią w ten sposób przeprowadzić przez wszystkie szczeble w firmie? Mogli mieć taki plan, ale ja o tym nie wiedziałam. Rodzice robili to w sposób intuicyjny i po prostu, kiedy opanowałam konkretne umiejętności, awansowano mnie do kolejnych zadań. Wtedy o sukcesji i konieczności wprowadzania dzieci w biznes rodziców nikt jeszcze w Polsce nie myślał.

Rodzice byli dla Pani biznesowym wzorem?
Obydwoje to zdecydowanie osoby o usposobieniu optymistycznym. Natomiast w biznesie pamiętam głównie tatę. Był dla mnie pierwszym wzorem przywódcy, stratega, ogromnym autorytetem. To jego sposób zarządzania naśladowałam w pierwszych latach po objęciu stanowiska prezesa. Wprowadzanie modyfikacji przyszło później, ale w pełni świadomie zostawiłam sobie po nim jedną rzecz - podejście do ludzi. Bo uważam podobnie jak on, że biznes to ludzie! Tata uwielbiał z nimi współpracować i miał niesamowity dar - jednoczenia wokół siebie wielu osób. Zawsze bardzo mi to imponowało. I myślę, że właśnie w tym jestem do niego podobna. Podobnie jak on po prostu lubię ludzi i staram się doszukiwać w nich pozytywnych cech, inspirować, by wspólnie tworzyć przyszłość.

Firmę przejęła Pani praktycznie z dnia na dzień, w dramatycznych okolicznościach. Pani tata miał zawał serca, mama musiała się nim zaopiekować, a Pani była wtedy w 9. miesiącu ciąży…
Tak, to była bardzo trudna sytuacja. Miałam 33 lata, tata 56 i naprawdę nikt nie myślał wcześniej o tym, że może go za chwilę zabraknąć. Raczej wyobrażałam sobie, że nawet jeśli kiedyś przejmę Biurfol, to tata będzie i tak przychodził tu do późnej starości i nie przestanie mi wskazywać palcem - córeczko, to zrób tak, a to inaczej. Nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Na dodatek w krótkim czasie urodziłam kolejne dziecko, na które z mężem bardzo długo czekaliśmy. Emocje związane z tym wszystkim są nie do opisania.

Bała się Pani tej nowej sytuacji?
Oczywiście, że tak. Z jednej strony ktoś odchodzi, z drugiej pojawia się nowe życie… A obok tego jest jeszcze poczucie odpowiedzialności za firmę, w której pracuje około 150 osób, często bardzo mi bliskich. Nie należę jednak do tych, którzy w zderzeniu z problemami siadają i zaczynają płakać. Przeciwności mnie motywują, a problemy traktuję jako wyzwania. Priorytetem było dla mnie dziecko, ale też wsparcie dla rodziców i zajęcie się firmą.

Jak udało się to Pani połączyć?
Udało się to właśnie dzięki ludziom. Gdyby nie nasi pracownicy i prawdziwe przyjaźnie w biznesie oparte na silnych relacjach, mogłoby to wyglądać zupełnie inaczej.

Sama sukcesja jest trudna do przeprowadzenia?
Są to pewne procesy, które powinny zajść w firmie. Trudne jest to przede wszystkim na poziomie emocjonalnym. U nas wyglądało to trochę inaczej, ale w wielu polskich rodzinnych przedsiębiorstwach największym problemem bywa ten moment, w którym senior powinien się pożegnać i przekazać biznes sukcesorowi. Oczywiście, aby do tego mogło dojść, trzeba też wcześniej rozstrzygnąć kilka istotnych kwestii, np. prawnych, i przejść przez cały proces sukcesji krok po kroku. Wbrew pozorom to nie jest takie oczywiste i proste. Ten temat jest mi bardzo bliski, dlatego staram się wspierać swoim przykładem stowarzyszenia firm rodzinnych.

Od czego należy zacząć?
Po pierwsze, trzeba odpowiedzieć sobie na pytania: „Czy któreś z naszych dzieci nadaje się do zarządzania? Jeśli tak, to które? I czy ono w ogóle chce być w tej firmie?”. To też nie zawsze jest takie oczywiste. Obserwuję, że bardzo wielu młodych ludzi woli pójść swoją drogą, rozwijać inne talenty i kompetencje. Czasami rodzinny biznes może im się źle kojarzyć - jako konkurencja, która odbierała im rodziców w dzieciństwie. Te zagadnienia to taka podstawa i wprowadzenie do rozpoczęcia procesu sukcesji.

Czy od momentu przejęcia przez Panią firmy dużo się w niej zmieniło?
Tak, przede wszystkim trzy lata temu nastąpiła kolejna zmiana - zaczęłam współpracę z menedżerem zewnętrznym. Biurfol rozrósł się już do tego stopnia, że było to konieczne. Otwierałam też wtedy drugą firmę - gabinet Madame. Zdecydowałam się więc na pomoc doświadczonej osoby, która wiele lat spędziła w dużej korporacji. Wiedziałam, że to wyniesie Biurfol na kolejny poziom.

A zdarzyły się Pani po drodze jakieś błędy?
Błędy zawsze się zdarzają. Ważne jest jednak to, jakie wnioski z nich wyciągniemy i czego się nauczymy, tak aby w miarę możliwości nie popełniać ich ponownie i w przyszłości minimalizować ryzyko. Tego się trzymam, bo uważam, że nie ma sensu rozpamiętywać i skupiać się na tym, co nie wyszło. Lepiej budować i działać, myśląc o tym, co jest tu i teraz, oraz o tym, co będzie w przyszłości.

W tej chwili Biurfol jest największą polską firmą w branży szkolnej i biurowej. Jak udało się osiągnąć ten sukces?
Ciężką pracą, konsekwencją, systematycznością i optymizmem (śmiech). O ile pamiętam, pierwszym takim znaczącym krokiem dla Biurfolu było podpisanie kontraktu z dużą, międzynarodową korporacją - jeszcze pod koniec zarządzania taty. Natomiast dwa lata po tym, jak przejęłam firmę, wybuchł kryzys gospodarczy. Mocno wtedy odczuliśmy skutki tego krachu. Później jednak zaczęłam odbudowywać naszą pozycję i teraz mamy dużo większe obroty niż przed tym załamaniem.

Ma Pani teraz jakieś kolejne biznesowe marzenie do spełnienia?
Oczywiście. Nie ma takiej opcji, żebym teraz mogła się zatrzymać. To jest mój czas, czuję to i staram się z tego korzystać. Mam 42 lata, kończę studia MBA na WSB i międzynarodowej uczelni Franklin University. Planuję też rozwój Biurfolu, Madame, ale mam i pomysły na kolejne biznesy do zrealizowania w najbliższych latach.

Nauczona doświadczeniem swojej rodziny - myśli już Pani z wyprzedzeniem o tym, kogo można wdrożyć w zarządzanie firmami?
Moja córka kończy studia o profilu zarządzanie i marketing. Mam nadzieję, że będzie kontynuować ten kierunek rozwoju. Widać zresztą, że ma po mamie pewne skłonności (śmiech). Angażuje się w wiele spraw, jest przewodniczącą samorządu studenckiego, bierze udział w organizowaniu różnych koncertów, zaczyna wykazywać cechy przywódcze. Mam też dwóch synów w wieku szkolnym. Oni mają jeszcze trochę czasu na pokazanie, co ich interesuje… Na razie rządzą na podwórku, na profesjonalne zarządzanie przyjdzie jeszcze czas.

* ANNA HOLZ

psycholog biznesu, certyfikowana mediatorka, słuchaczka studiów Master Business of Administration w Wyższej Szkole Bankowej i Franklin University w USA, prezes firmy Biurfol, współwłaścicielka gabinetu kosmetologicznego i medycyny estetycznej Madame. Prywatnie mężatka, mama trójki dzieci.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera